wtorek, 30 kwietnia 2013

sąsiedzi

Nie jest tajemnicą że bez moich sąsiadów na wsi zginęłabym w zimie jak Andzia w burokach. Sąsiad odśnieżał, zawsze mogłam liczyć na jakieś dobre słowo albo chociaż moralne wsparcie moich działań przedziwnych. Wczoraj też sąsiadka mi pomagała drewno układać. I tak sobie myślę ze to naprawdę rzadki przypadek ale wieś pod względem sąsiadów też ma jakieś zalety. Dom obok jest do sprzedania i wszyscy "lokalni" lekko drżymy co będzie kiedy pojawi sie ktoś nowy ale mam szczerą nadzieję że to albo nie nastąpi szybko, albo wpisze się w charakter teraz już naszego wiejskiego życia. Mamy też nadzieję szczerą że jednych sąsiadów sie wyzbędziemy, ale to juz jakby zupełnie inna historia...

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

z zielonym zacięciem

M postanowił zaszaleć i kupić kompostownik. I coś mnie głupią tknęło i stwierdziłam że zobaczę co google wiedzą o kompostowaniu. I kopara mi opadła lekko bo ku temu jak się okazało jest cała teoria, o której nie mam bladego pojęcia oczywiście.
W moim rodzinnym domu było tak: za domem była taka wielka kupa organicznych śmieci pochodzących z kosza z kuchni i ogrodu. Kiedy moja siostra nabyła ogródek również trawa z jej ogrodu przyjeżdżała w workach. W zależności od pogody była w mniejszym lub większym stanie rozkładu. No i normalnie było to sie tam wrzucało a raz na jakiś czas kiedy matka miała jakąś idee fix lub góra śmieci robiła się zbyt okazała to była akcja i się robiło w tej kupie dziurę i wygrzebywało ze środka kompost (najczęściej z jakimiś wstążkami z bukietów, trzeba to było wybrać i wywalić) a resztę odsuwało na bok, dorzucając jakieś zabłąkane dżdżownice. I tyle.
Kiedyś we wczesnej podstawówce mieliśmy taki eksperyment że każdy hodował dżdżownice w słoiku w ciemnym, chłodnym miejscu i karmił je liśćmi. Super sprawa, było naocznie widać po miesiacu że one te liście zjadły. No i nic w tym nie było skomplikowanego. Uznałam że zrobię identycznie wrzucę do kompostownika wierzch z mojego kompostu ze starej skrzyni, dorzucę kilka dżdżownic z ogródka i bedzie świetny kompost za jakiś bliżej nieokreślony czas. A tu taka teoria! Temperatura, odpowiednie pierwiastki, to wrzucać, tamtego nie wrzucać, a olej z rybki zły, a trawa to nie za dużo i wyschnięta, a liście to nie takie, a gałązki to nie za duże, a nie cytrusy, a nie skorupki z jajek, a popiół drzewny to tak. No bez jaj! Gdybym miała to wszystko tak przebierać to pieprzę całą teorię kompostu i kompostowania. Halo za dużo nauki w czymś tak prostym jak karmienie dżdżownic nie trzeba! 

sobota, 27 kwietnia 2013

wiejskie bierki

Przywieźli drewno. Duuużo drewna. I usiłuję się z tym jakoś uporać i póki co ja wygrywam. I dzisiaj odbyło się pierwsze koszenie. I rozpoczęła się epidemia. Z co drugiego ogrodu dobywa się odgłos warkotu kosiarki a w pozostałych płoną jakieś ogrodowe śmieci. Rozpoczęłam sezon ogrodowy! Ale trzeba przyznać że obejście zaczyna wyglądać dość przyzwoicie, przynajmniej tak jakby ktokolwiek o to dbał a to w odniesieniu do mojej posiadłości już potężny komplement :)
A póki co zbieram drewno i układam w drewnobudce, takie tam wiejskie bierki, w końcu trzeba tej pracy nadać jakiekolwiek rozrywkowe oblicze...

piątek, 26 kwietnia 2013

cześć pracy

Pracuję. Trudno to nazwać nawet pracą. Chodzę z widłami i grabiami, zasypuję dziury, maluję, koszę i przy tym wszystkim jednocześnie jeszcze kicham. Wiosna przyszła! a wraz z nią alergia na wszystko. I ledwo żyję ale chodzę i pracuję na lepsze jutro mojego ogrodu

niedziela, 21 kwietnia 2013

rowerowo

M kocha rowery. W zasadzie nie rozumiem tego ale jak lubi to w sumie jest dla mnie jaknajbardziej do zaakceptowania. Kiedyś zasugerował mi że powinnam również sobie wynaleźć jakiś rower żebym mogła razem z nim jeździć na rowerowe wycieczki... Podeszłam do tematu niezwykle poważnie i zadałam sobie pytanie: z czym kojarzy mi się rower? otóż proste! z łanami zbóż, białą rozwianą sukienką, rower z koszykiem a w koszyku bagietka i butelka wina a ja w kapeluszu... no przecież jasne jak słońce! wiaterek wieje, upał a ja sobie tak kręcę na miedzy. Tylko tak zdroworozsądkowo rzecz biorąc to mieszkam w górach, w okolicy nie ma piekarni która by upiekła bagietkę, o falujących łanach zbóż to nawet nie wspomnę a nade wszystko nie mam adekwatnej sukienki ani kapelusza... i M mnie nie rozumie że jak już się mam męczyć to chociaż z fasonem.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

komu nie dać urlopu

Przyszedł dzisiaj do naszego biura jeden kolega. Powinien mieć michę ucieszoną bo właśnie z urlopu wrócił. A ten przychodzi i z miną Jezuska bolejącego dawaj użalać się jak to on się źle czuje bo połamany biedak i należy mu współczuć. Pytam grzecznie czy kiedy go nie było był na chorobowym no wiadomo różne nieszczęścia się zdarzają a ten że nie bo właśnie wrócił z nart. Tylko tak się wyjeździł że go wszystko boli. Ja przez ostatnie 2 tygodnie chodziłam dzień w dzień do pracy i jakoś współczucia ani współodczuwania od moich kolegów nie poczułam, w szczególności od tych którzy razem ze mną przesiadywali w biurze i narażali się na dyskomfort pracy kiedy ten kolega umartwiał się na stoku za grube pieniądze na dodatek na własne życzenie. Lekko się zdziwił jak powiedziałam wprost albo się chłopie cieszysz bo fajnie było na urlopie albo wypad bo ja ci wypoczynku współczuła nie będę a tym bardziej nie będę żałować za dwa tygodnie spędzone w Austrii na lodowcu. Okazało się nagle że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kolega ma coś miłego do powiedzenia o swoim dwutygodniowym odpoczynku poza faktem że się ujeździł aż do wyrzygania.
Moja dobra rada na dziś: jak ktoś ma narzekać po powrocie z urlopu to niech lepiej siedzi w robocie.

niedziela, 14 kwietnia 2013

sielskie życie...

Czasem oglądam filmy. Heroiny w zwiewnych sukienkach w środku lata wieszają pranie na sznurach albo jeżdżą na rowerach z koszykami wypełnionymi kwiatami i bagietkami... echhh cudowna to wizja. Albo karmią takie czyściutkie ptactwo domowe na idealnie wystrzyżonym trawniku mają idealny manicure, pedicure i depilację... ptactwo domowe się cieszy, pieski merdają ogonami, wszyscy są sielscy anielscy i ogólnie pełnia idylli. I w sumie tak odkryłam dzisiaj pod prysznicem że ja to też tak mam. No bo w sumie dlaczego nie?
Wczoraj wystawiłam suszarkę na pranie do mojego miejsca na ogród i ono tak powiewało lekko na wietrze do czasu aż nie przyszedł przelotny deszczyk i mogliśmy zaczynać zabawę od początku. W połowie tego cudnego ciepłego wiosennego opadu się zorientowałam i schowałam to idealnie idylliczne pranie do pomieszczenia gospodarczego dopychając suszarkę kolanem bo po dobroci jakoś się zmieścić nie chciała. Coprawda zwiewną sukienkę zastąpiłam niezwiewnym polarem i jeszcze mniej zwiewnymi jeansami ale to przecież wieś jest i strój niezobowiązujący... sąsiad się uśmiechnął na to moje wyznanie że taka jestem dumna że pierwszy raz pranie powiesiłam w ogródku i aż zapytał czy zrobiłam sobie zdjęcie... na pamiątkę. 
Dzisiaj (przy niedzieli ku zgorszeniu dziadków i dziatek) zagrzebałam wrzosa w ziemi, bo mnie siostra takowym uraczyła w ramach dobroci niedzielnej i wirusa grypy... oczywiście sielsko uczyniłam to nie przy pomocy pięknego kosza na sadzonki tylko wideł i odpowiednio przyłożonej siły moich delikatnych i powiedzmy mało wypielęgnowanych po zimie dłoni. Ale któż by się tam czepiał, takie drobne detale. Do tego jogurt swój robię wiejski (za pomocą mleka sklepowego) a gościom na deser daję bułkę drożdżową produkcji własnej matki z dżemem bo nie ukrywam ale nic innego nie miała. I w zasadzie to życie tutaj to istna sielanka. Psy sąsiadów zamiast merdać przyjaźnie ogonami to w zasadzie drą na mnie ryje (poza jednym, ale ten akurat goni moje koty), a obce koty wpraszają mi się do domu.
Po 5 miesiącach śniegu, noszenia drewna na opał i wożenia go osobówką w bagażniku przez całą zimę, latania na łopacie do śniegu, serii cofek z komina, upadku z taboretu i jeszcze kilku innych drobnych przygód powoli powoli zaczynam sobie przypominać po cholerę w ogóle mi ten dom na skraju wsi pod lasem gdzie jak już cokolwiek urośnie to sarny to zeżrą zanim zdążysz się zorientować i nacieszyć tą krótką chwilą posiadania. Ale zaczyna się robić fajnie. Przetrwałam pierwszą zimę na wsi. Sama. Nawet w oczach miejscowych jestem kimś.

piątek, 12 kwietnia 2013

poszła se

Śnieg stopniał. Na szczęście, spod śniegu wychynęły trzy maltretowane przebiśniegi a kocury siedzą na zewnątrz, łażąc bez przerwy w tę i z powrotem. W nocy na szczęście są w domu bo za oknem odbywają się dziwne harce i imprezy w wykonaniu sąsiedzkich kocich. Tej nocy obudzona płaczem mojego maleńkiego czarnego kociątka wstałam, odziałam się w szlafrok i żądna sprawdzenia dlaczego ślicznotek płacze za oknem i czy czasem nie zgubił obroży z "kluczykiem" do domu i czy nie umie wejść.
Okazało się że Czarnotek w domu siedzi ledwo przytomny bo go też te wrzaski obudziły a Puchatek z Sylwestrem śpiewają nam pod oknem w duecie i przygrywa im wiatr w porywach dość zawodzący...

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Żelazna Gośka

Jejuśku jak ja bym chciała żebyśmy jednego takiego premiera jak Żelazna Gośka mieli... Brytyjczycy ją kochają albo nienawidzą i można na ten temat dyskutować pewnie długie godziny, że zepsuła socjalizm we własnym kraju, że rozgoniła na cztery świata strony związki zawodowe, że była taka, siaka i owaka a nade wszystko obcięła rozdawnictwo i rozpoczęła od własnej kancelarii. Związki zawodowe to świetna sprawa ale już się przeżyła. Strajki i protesty też brzmią nieźle. Ale przez 11 lat swojego rządzenia ta kobieta postawiła na nogi całą gospodarkę, z której Brytyjscy niewdziecznicy korzystają do dziś a socjal mają tak dobrze rozwinięty że ludziom z innych części świata szeroko otwierają się oczy jak widzą to rozdawnictwo. Ale jak się jest mocarstwem to można.
Rzadko zdarza się nam z M poruszać tematy polityczne, wręcz nigdy ale dzisiaj mieliśmy wymianę poglądów. I to zadziwiająco energetyczną jako że poglądy mamy zazwyczaj dość spójne.
W moim biurze na 40 zatrudnionych osób 6 osób to emeryci pobierający jednocześnie emeryturę jak i pensję. 4 z tych 6 osób jest na stanowiskach kierowniczych. Osobiście znam jednego emerytowanego policjanta na dzień dzisiejszy pracującego w zupełnie innym zawodzie i bynajmniej nie był stójkowym ani nie pracował w prewencji. Emeryturę policyjną pobiera. Były mąż jednej mojej koleżanki nawiasem mówiąc sporo ode mnie młodszy jest wojskowym. Pracuje w biurze ponieważ jest dowódcą jednostki straży granicznej czyli generalnie zajmuje się nie mam pojęcia czym ale ochrona granic nie ma z tym wiele wspólnego, w szczególności w tym miejscu w którym pracuje. Kiedy ostatnio go widziałam powiedział coś w stylu jeszcze 4 lata i emerytura. Te cztery lata już minęły, czyli pobiera już emeryturę. Moja znajoma 30 lat temu została wdową po wojskowym. Od 30 lat pobiera wdowią rentę po zmarłym mężu pomimo faktu posiadania już nowego męża od ponad 25 lat i takie świadczenie przysługuje jej jako wdowie po wojskowym dożywotnio. A potem wychodzi nam pan premier jeden z drugim (bez znaczenia który) i od 20 lat widzę te same gęby opowiadajace o małżeństwach homoseksualnych, podnoszeniu podatków, aborcji i in vitro a w szczególności cięciach, oszczędnościach i podwyższeniu wieku emerytalnego. Tylko po co? może trzeba po prostu ustalić limit jesteś na emeryturze to nie możesz pracować na etacie. Albo suma tego co dorobisz i emerytury łącznie nie moze przekroczyć 70% średniej pensji krajowej jeżeli przekroczy to tracisz uprawnienia emerytalne bo dasz radę pracować to idź do roboty a nie ciagnij od państwa kasę. I wtedy na wszystko się pieniażki znajdą. A wojskowy i policjant? nie ma problemu jak masz 34 lata i przysługuje ci emerytura to dostaniesz ją jak osiągniesz wiek emerytalny a do tej pory jeżeli nie jesteś zdolny do pracy to dostaniesz rentę (po wizycie na cywilnej komisji lekarskiej), która sie ma nijak do wojskowych zarobków. Ile kasy by było w zusie ohoho! możnaby składkę obniżyć i więcej ludziom zapłacić gdyby nie wywalać tych pieniędzy w błoto jak obecnie. W budżecie by kasa jeszcze leżała gdyby tak trochę obciąć nienależne świadczenia.
Niedawno miały być cięcia personalne w administracji. Tak się złożyło że finalnie nie doszły do skutku ale po zapowiedzi cięć ilość zatrudnionych w sektorze państwowym wzrosła o 20%. Brawo. Tylko tak dalej. Rozdawajmy dalej. komu? komu?
Margaret Thatcher powiedziała w czasie swojej wieloletniej pracy jako premier wiele mądrych słów ale jedno zdanie zapamietałam: "rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy, jeżeli chce komuś coś dać to znaczy że zabierze je Tobie". I właśnie dlatego chciałabym takiego premiera, żeby nikt mi niczego nie zabierał, bo wtedy miałabym szansę na lepsze jutro pomimo gównianego dziś i szalonej rewolucji w poglądach.

będzie wiosna w końcu czy nie?

Ależ się ucieszyłam dzisiaj rano widząc słońce. Będzie wiosna! niemalże ochoczo pojechałam do pracy w oczekiwaniu na to że kiedy wrócę to ona będzie! zastanie mnie kiedy będę w pracy! i potem wrócę do domu a ona bedzie na mnie czekała zmaltretowaną trawą tylko czekajacą żeby ożyć w trybie natychmiastowym na mój widok. Po pracy z potwornym bólem głowy doczołgałam sie do samochodu, odebrałam przesyłkę, kupiłam wodę, mleko i wszystko czego mi akurat potrzeba, przyjechałam pędem do domu, sunąc żwawo moja osobówką w górę po asfalcie który juz się ukazał na wiosnę. Zajeżdżam do domu a tu... śnieg. Wyczołguję się z samochodu, biorąc po drodze pakunki, wysiadam nogą i czuję jak moja stopa zanurza się w błocie... obrzydliwej wodnistej mazi oblepiającej moje zamszowe koturny... ona przyszła. Wiosna. Tylko w postaci bardzo brzydkiego potwora z błota... i bólu głowy. A w przyszłym tygodniu dołączy do nich jeszcze alergia. Wiosna... ach to TY!

niedziela, 7 kwietnia 2013

lista ogrodowa

Robię listę. Idzie wiosna. Zaczynam lekko nie wiedzieć co mam zrobić bo zrobiła się tego dość poważna lista, już 10 punktów na ten tydzień a nie wiadomo co się jeszcze po drodze urodzi. A z drugiej strony cieszy mnie to. Cieszy mnie fakt że jak kiedyś (jeżeli) przyjdzie wiosna zaczną się prace ogrodowe, muszę kupić widły amerykańskie, będzie trzeba malować słupki i przęsła do domku dla drewna. A póki co wywaliłam jednego habazia co mu się przytrafił szkodnik a drugiego obcięłam aż do cebuli (bo to amarylis był, ale zdążył przekwitnąć więc mi nawet nie żal). 
No i dzisiaj widziałam w telewizorni jak jeden pan sadzi cebulowe w doniczkach i na dodatek zmusza je do rośnięcia. Jako że obraziłam się na moje narcyzy papillony które już od 3 miesięcy siedzą w doniczce i nic to postanowiłam podążyć za tym co ten pan powiedział. Więc wsadziłam je do gospodarczego podlałam i przykryłam doniczką. I czekam 2 tygodnie. I zobaczymy co się stanie.

sobota, 6 kwietnia 2013

szaro buro

Jest buro. Jest mgła, buro i pada. Jest zimno i wilgotno. I siąpi z nieba. Codziennie jest tak samo. Od tygodni. Czasem jest różnica i pada zamiast mżawki śnieg potem się roztapia i w burym krajobrazie pojawia się jeszcze kolor błota. Lekko żyć się odechciewa. Przywiozłam ostatni transport drewna więc bardzo proszę o wiosnę bo naprawdę umrę tu z zimna albo z rachunków.