środa, 20 listopada 2013

jak przetrwać i nie zwariować

Zaczynam się zastanawiać czy komuś coś się przypadkiem nie pomyliło. Dawno dawno temu wydawało mi się że człowiek idzie do pracy żeby pracować odrobić swoje w miarę możliwości przetrzymać bezstresowo do końca dnia pracy a potem zająć się swoim życiem. 
Wrrróć. 
Otóż nie w Polsce. Tutaj trzeba pracować na pierwszej zmianie żeby zarobić na zus i na drugiej żeby zarobić na chleb. Z tym że ostatnio ta praca na pierwszej zmianie zaczyna przechodzić granice absurdu. Jedna pani bardzo władna wymyśliła że żeby pracownicy nie spóźniali się do pracy i nie wychodzili wcześniej to należy zamknąć wyjścia ewakuacyjne z budynku. Nie nie nie, nie tak całkiem, tylko pół godziny po rozpoczęciu pracy i pół godziny przed zamknięciem. Problem w tym że w budynku pracuje ponad 300 osób a jako że to instytucja publiczna to jednocześnie może się w budynku znajdować i drugie tyle i nawet trzecie. Słysząc o nowym wymyśle tej pani przeraziłam się nie na żarty a jedna z moich koleżanek dala bardzo prosty przykład na to jak rozwalić instytucję w drobny mak:
Wchodzą terroryści pięć minut po rozpoczęciu pracy, neutralizują ochroniarza i zamykają jedyną drogę wyjścia a potem do centrali klimatyzacji i można w zasadzie bez większych kłopotów zabić wszystkich pracowników i klientów. Kropka. Można ten gaz "zamienić" na materiały wybuchowe. Nie ma absolutnie ani jednej możliwości ewakuacji innej niż skok z okna na brukowany/asfaltowy/betonowy plac. Co z 2-5 piętra raczej odradzam bo można sobie krzywdę zrobić solidną.

Podejrzewam że pisałam już o nagminnym łamaniu art 18c kodeksu pracy, ale to jest narażanie pracowników na utratę zdrowia lub życia i o ile z powodu pensji można się krzywić grozić piąstką albo obrażać to jeżeli chodzi o bezpieczeństwo to absolutnie nie wolno dopuszczać do czegoś tak ryzykownego jak zamykanie dróg ewakuacji.

Jeden kolega wpienił się nie na żarty z tego powodu obdzwonił wszystkich świętych i czego się dowiedział od behapowca? że drzwi otwierają się od środka 
no dobrze, ale dlaczego są w takim razie zamknięte? bo pracownicy wcześniej uciekają z pracy. Przecież pracownicy jeżeli wcześniej uciekają z pracy to uciekają z budynku a nie do niego i powinni móc sobie w takim wypadku te drzwi otworzyć a nie mogą bo są zakluczone czyli de facto zamknięta jest droga ewakuacyjna. Na te pytania i ciąg logiczny rozumowania behapowiec nie umiał odpowiedzieć. Obawiam się że gdyby przez przypadek coś się złego jednak wydarzyło to ten pan pójdzie siedzieć. Do więzienia. A ta pani, która to wymyśliła, będzie radośnie nadal tworzyć tego typu niebezpieczne pomysły. I mam szczerą nadzieję że w dość szybkim czasie ktoś te praktyki ukróci bo moje bezpieczeństwo jest dla mnie więcej warte niż groźba braku podwyżki, już ładnych kilka lat podwyżki nie było więc to słaby argument.

sobota, 16 listopada 2013

weźmy sie i zróbcie czyli o pzpn słów kilka

M zapragnął poznać wynik meczu futsalu pomiędzy reprezentacją Polski innego kraju. Nic specjalnego takie pragnienie chociaż osobiście wolałam raczej poczytać książkę, niemniej jednak zasiadłam przed monitorem i obejrzałam a w zasadzie to tak jednym okiem podążyłam za owym cudem. Ale w zasadzie to mnie nawet aż tak nie zafascynowało jak komentarz jednego pana z pzpnu. Pan szanowny nie umie mówić po polsku, biorąc pod uwagę fakt że w pzpn pracują głównie byli piłkarze to nawet za bardzo nie ma się co dziwić, w końcu kiedy uczono języka ojczystego oni byli zajęci kopaniem piłki a co sprawniejsi w tym kopaniu zostali zauważeni i wyjechali zarobić pieniądze za granicę. Ich święte prawo, język polski ich więc ominął (co akurat w przypadku tego pana nie miało miejsca). Niestety tak się złożyło że ów niepełnosprawny językowo pracownik pzpnu był komentatorem widowiska. 
Ojejuśku! wszelkie moje bolączki mi się przypomniały! włącznie z bólem zębów, uszu i sinego sińca z kolana. Otóż gracze "troszku" albo "troszeczku" coś robili, kolejny mecz będzie w Jeleniogórze, albo w Zielonogórze, nie pamiętam a reprezentacja naszego kraju zagrała dzisiejszego wieczoru mecz z Giblaltarem. Ale to jeszcze nic. Po meczu pan dziennikarz zapytał onego pana z pzpn o wrażenia z meczu, nie wiem po co pytał, skoro przez calusieńki czas wspólnie komentowali widowisko, na co pan powiedział że on w latach 2004-2008 (chyba) był w pzpn przewodniczącym komisji futsalu i wygrał mecz z Rosją, Słowacją i kimś tam jeszcze. I w tym momencie szczęka moja przeżyła bolesny upadek na podłogę. Drużyna futsalowa składa się zazwyczaj z 12-15 osób plus kadra szkoleniowa, do której nie wlicza się leśnych dziadków z pzpnu, a tu nagle dowiadujemy się że przewodniczący komisji z pzpnu "wygrał" te mecze. To ja się głupio zapytam po grzyba jest cała liga graczy, z których przynajmniej częśc chce grać w reprezentacji, iluś trenerów, masowaczy, fizjologów skoro pan z pzpnu sam te mecze wygrał? 
I takie pytanie mi się nasunęło od razu. Kto był prezesem pzpnu w 1974 roku kiedy reprezentacja Polski zremisowała na Wembley z Anglią? bo ja za cholerę nie wiem komu powinniśmy być wdzięczni za 40 lat legendy! i drugie pytanie: w zasadzie co niejaki Zibi zwany czasem prezesem Bońkiem robił tyle lat na murawie skoro dopiero teraz ma szanse mecze wygrywać (ale akurat ma pecha bo reprezentacja z trawy wszystko koncertowo przegrywa włącznie z meczem z przeciwnikiem z państwa wielkości dwóch województw w tym kraju)?

niedziela, 10 listopada 2013

to już rok!

No i zrobił się rok. Rok kiedy mieszkam tu gdzie mieszkam. Szokujące. I dałam sobie radę. Przetrwałam tu pierwszą zimę, więc jak mówią lokalni jestem tu już swoja, teraz teoretycznie powinno pójść z górki. Więc w ramach jutrzejszego święta wywiesiłam flagę. Nawiasem mówiąc zauważam braki w swojej edukacji. Dlaczego nie uczono nas w szkole jak prawidłowo powinna wisieć flaga? w sensie białe po lewej? Uczono nas tyle różnych głupot, łącznie z absolutnie niepoprawnym politycznie wierszykiem: 
"Murzynek Bambo w Afryce mieszka 
czarną ma skórę ten nasz koleżka..." 
nawiasem mówiąc już w pierwszym zdaniu są dwie polityczne niepoprawności, po jednej na każdy wers, no ale inne czasy były Murzyn był Murzynem człowiekiem rasy czarnej a teraz już ani murzynów ani czarnej rasy nie ma. Nawiasem mówiąc osobiście pamiętam jak każdy czarny pies na wsi nazywał się Murzyn i nikomu to nie przeszkadzało i o żadnym rasizmie nie było mowy, bo kto też czarnego człowieka na ulicy kiedykolwiek widział. Ale zachciało nam się wielkiego świata to i Murzyni i swojskie Boże Narodzenie z kalendarza znikło.
Tak czy inaczej jutro święto mamy. Dzień Niepodległości jakby ktoś zapomniał. Tak się składa że jest to również dzień końca I Wojny Światowej, więc w innych krajach również się świętuje jako dzień pamięci ofiar wojny albo dzień weteranów wojennych. Tak czy inaczej w ramach święta tego naszego i lokalnego powiesiłam flagę. To pierwszy raz kiedy w moim życiu dokonałam tak poważnej deklaracji przynależności do jakiegokolwiek narodu. I dobrze się z tym czuję.

piątek, 8 listopada 2013

ale czad!

Dawno dawno temu czytałam książkę. No nie byłoby w tym nic dziwnego bo co i rusz czytam książki różnorakie, nawet takie, których czytania nie planowałam a mimochodem i mimowolnie wciągnęły mnie w świat fabuły tak mocno że przestać nie mogę i wyzwolić się spod ich uroku. Ale tamta książka to była wyjątkowa pod innym względem, otóż pewna pani myła pewnemu panu po wypadku głowę płatkami owsianymi. Reszty tej fascynującej zapewne lektury nie pamiętam, ale ten fakt a i owszem. Mało powiedziane nie pamiętam również autora ani tytułu tego zapewne poczytnego dzieła, ale fakt mycia głowy tym fascynującym środkiem spożywczym mi jakoś utkwił w pamięci i ostatnio się przypomniał kiedy gdzieś mignął mi przed oczami suchy szampon. Po omówieniu sprawy z moją panią od skóry zakupiłam ten cud świata. I wcale jakoś mnie nie dziwi jak poczytałam internetowe recenzje pań, które zgodnie twierdzą że nie maja pojęcia jak wyglądał ich świat zanim zaistniał ten specyfik. Zaczynam mieć obawy że też niedługo stwierdzę że nie dam rady się bez tego obejść.
Nawiasem mówiąc moja pani kosmetolog powiedziała mi ostatnio jedną rzecz, która mnie inspiruje i fascynuje: "robię te wszystkie zabiegi na twarz w oczekiwaniu aż klientka się w sobie zakocha". I tak sobie myślę, że jeżeli w tym ma nam coś pomóc to z całą pewnością dobry stanik i suchy szampon.

salsa!

Moje biuro szaleje. W zasadzie pewnie zawsze tak było, ale od czasu jak zamiast naszej koleżanki zatrudnili inną na zastępstwo to zrobiło się co najmniej zabawnie. Ostatnio pojawił się temat spodni co to same biorą i usuwają płaskodupie w stylu "za jedyne 5 stówek ukryjemy twój płaski tyłek sprytnymi kieszeniami". Fascynujące, uznałam że zobaczę te cuda i jakoś mnie nie zachwyciło, po pierwsze 5 stówek... za to na promocji w Dorothy Perkins mogę kupić 8 par jeansów. Równie dobre są, optycznie odchudzają uda, mają pewnie podobną ilość elastanu, nie wybarwiają sią w praniu... po drugie schody w pracy mamy całkiem za darmo, nawet patrząc na to z innej perspektywy to płacą nam za chodzenie po nich a przecież nie od dzisiaj wiadomo że od chodzenia po schodach płaskodupie znika... a po trzecie czy nie lepiej kupić sobie wielkie gacie Bridget to wtedy będzie można je zastosować w więcej niż jednym przypadku? sama sprawdziłam, są gacie Bridget, Majtki z golfem, stringi z golfem, gacie na szelkach, gacie z nogawkami, gacie z nogawkami na szelkach, kilka rodzajów halek, mało powiedziane nawet body z dziurą na sikanie. A ile się tego za 5 stów nakupi...
 

dobra dobra zupa z łososia

Rewelacja chowder z łososia. Och moje kulinarne uczucia zostały pobudzone w ten weekendowy wieczór aż miło. Nawet zapomniałam zjeść do tego mój ulubiony żytni chleb tak mnie zafascynował... chowder z łososia.
Wiedziałam że to będzie dobre, ale że aż tak to nie wiedziałam. 
co potrzeba:
cebulę, 2 marchewki, 3 ziemniaki i białą część pora, trochę oliwy, 40dkg fileta z łososia bez skóry i dwie kostki warzywne, pieprz, sól i koperek a na to wszystko jogurt naturalny albo śmietanę 18%. 
Cebulę i por dusimy w garnku na oliwie, jak już się podduszą to wrzucamy drobno pokrojoną marchewkę, ziemniaki, 1,5l wody, dwie kostki warzywne i niech się gotuje. Jak już ziemniaki zmiękną wrzucamy grubo pokrojonego fileta z łososia i zagotowujemy, doprawiamy solą, pieprzem i śmietaną.  Et voila! podajemy z koperkiem.

Nie ukrywam że nie dietuję w piątki, ale jestem wierna zasadzie że każdy argument do zjedzenia dobrej ryby jest dobry. Przy okazji ostatnio po raz pierwszy filetowałam łososia. Jestem z siebie dumna. Bardzo. Chociaż koty resztkami nie pojadły.