piątek, 21 marca 2014

kiełki

Zrobiłam rozsadę w niedzielę. Oczywiście zachowałam się najgłupiej jak sie tylko dało bo przecież nie zapisałam sobie co ja też do tej ziemii nawtykałam. Znaczy wiem że sałatę, pory, seler (zwykły bo naciowy oczywiście zapomniałam), kalarepę i co tam jeszcze miałam w tych torebeczkach z nasionkami, ale w swojej naiwności nie zapisałam co jest co, bo ja przecież doskonale odróżniam małego kotka od małego pieska a to przecież prawie to samo por to prawie jak szczypiorek, co gorsza też prawie jak szalotka a seler może być łudząco podobny do kalarepki. No i coś mi zakiełkowało wczoraj a ja nie mam bladego pojęcia co to takiego! w sześciu torfowych doniczkach mam kiełki czegoś co nie wiem co to jest. Mam tylko szczerą nadzieję że to wychodzi to co zasiałam a nie jakieś chwasty chwastowe, które tylko czekały aż coś zasieję żeby jak kukułki paść się kosztem moich warzywek. Tak się zastanawiam w sumie czy gdybym wróciła dzisiaj o jakiejś ludzkiej porze to czy nie dać ich na chwilę na parapet na zewnątrz żeby sobie tam siedziały i grzaly się w cieple, chociaż spodziewam się ze moja mama by mnie raczej od tego pomysłu odwodziła.
A dzisiaj mamy pierwszy prawdziwy dzień wiosny (pomimo tego że teoretycznie przyszła juz wczoraj o 18) bo u nas w końcu zakwitły krokusy FIOLETOWE. 3 jasne i 3 ciemne kwiatuszki. A na głoga dalej czekam. Dostałam jeszcze dwa małe głogi krzaczaste (jednoklapowe) i dwie piwonie. Kocham piwonie, chociaż z uporem siedzą pod ziemią i udają że wiosna ich nie dotyczy wcale. Nie mogę sie już doczekać dotyku ziemii. Kiedy wsadzę w nią ręce i posadzę groszek i rzodkiewki i wysieję wczesne sałatki, które potem będziemy jedli do naszych późnych kolacji. Nie mogę już wytrzymać z niecierpliwości.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz