piątek, 31 maja 2013

telemarketing....

Zaświeciło słońce. Chwila niezmąconej radości z życia a tu dzwoni telefon. Bo my mamy dla pani super ofertę na super nowoczesny telefon za jedyne 5 dych miesiecznie przez 3 lata i nowy numer. Dziękuję nie skorzystam. A dlaczego? bo nie potrzebuję drugiego numeru poza tym mam właśnie taki telefon jaki chcecie mi dać i uważam że jest to standardowy telefon a nie supernowoczesny wiec dziekuję. Ale mogłaby mieć pani drugi numer. Dziękuję nie potrzebuję drugiego numeru. Ale miałaby pani dodatkowe środki. Ale wcześniej musiałabym je tam sama wpłacić więc proszę mi uwierzyć dziękuję nie chcę numeru, telefonu niczego jest mi bardzo świetnie tak jak jest więc dziękuję, nie skorzystam, dowidzenia. A ta nadal nadaje. Rozłączyłam się. Nie wytrzymałam. No bo bez przesady ile razy mogę mówić dziękuję nie chcę, nie potrzebuję, traktować tych ludzi bardzo uprzejmie i kulturalnie a oni dalej swoje. To jest jakaś sekta czy co? zrozumiałabym gdyby to od komornika dzwonili gdybym zalegała z jakimś rachunkiem ale z żadnym rachunkiem nie zalegam i komornik do mnie nie dzwoni a u niego taka nachalnośc i natarczywośc byłaby akurat zrozumiała.
Wiele lat temu mniej wiecej rok po rozwodzie dzwoniła do mnie firma kruk w sprawie jakichś zaległych płatności mojego exmęża. Nijak im nie szło wytłumaczyć że on ze mną nie mieszka, nie wiem gdzie przebywa ani nic w tym guście na dodatek przysyłali korespondencję. Dużo korespondencji. Aż któregoś dnia nie wytrzymałam otworzyłam tą kopertę, znalazłam znak sprawy, zadzwoniłam i powiedziałam pani prowadzącej żeby już do mnie tego nie wysyłali bo to mnie nie dotyczy, ksiażę pan został wymeldowany administracyjnie bo nie raczył sam tej czynności uczynić i jak mają wątpliwości to niech sobie napiszą do urzędu a mnie już przestaną nękać bo zgłoszę ich do prokuratury że pomimo tego że milion razy im mówiłam że nie mam pojęcia gdzie przebywa i co jest grane to nadal dzwonią. Pani zaczęła na mnie wrzeszczeć że skoro poczta nie do mnie to po co ją otwierałam, tłumaczę babie jak chłop krowie na miedzy że inaczej nie szło im przetłumaczyć że mają mi nic nie przysyłać (w szczególności karków) niech sobie go do rejestru dłużników wpiszą a mi dadzą spokój już a ta dalej swoje po co otwierałam pocztę (nie była polecona i nie potwierdzałam odbioru) więc w końcu sie wkurzyłam i powiedziałam jej że dlatego że jestem źle wychowana. Rzuciła słuchawką. Rezultat? nigdy więcej niczego nie posłali na mój adres adresowanego do księcia pana. Więc może czasem warto być źle wychowanym wtedy jak się taka kobieta lekko podkurwi (bo stan irytacji przeszła chyba duuużo wcześniej) to w końcu zakuma.

środa, 29 maja 2013

fajnie jest być koneserem...

Jaki jest czasownik od bycia koneserem życia? Przeżywacz? Poznawacz? Było nie było powstało od czasownika connaitre czyli znać.
Ostatnie kilka dni jesteśmy z M i cieszymy sie życiem, nawet pomimo deszczu i generalnie dość średniej pogody i mojego chodzenia do pracy. Ale mam radości z tego naszego bycia co niemiara. Wspólne śniadanie, sery, szynka parmeńska, wino, winogrona a na dziś plan na zielone szparagi z szynką parmeńską... do tego kocury, filmy, niezbyt męczące wizyty... 
A w ciągu ostatnich dni świętowaliśmy dzień matek i była deszczowa wycieczka do ogrodniczych sklepów. Mam takie wrażenie przeżywania lata. I niczym nie zmąconego spokoju. Oby zawsze... 

środa, 22 maja 2013

anybody seen my baby...

Mamy kolejny dzień lekko upiornej pogody. Kocury siedzą w łóżku albo wychodzą na chwile do mokrego ogrodu. Niebo grzmi i błyska żeby za chwilę się rozświetlić pięknymi promieniami zachodzącego słońca i pokazać tęczę. A ja siedzę lekko przerażona ale też wdzięczna. Oglądałam dzisiaj zdjęcia tornada z Oklahomy. Zdjęcia psów, kotów, koni ratowanych, poszukiwanych i poszukujących swoich właścicieli, czekających na zgliszczach swoich domów, azylów do tej pory najbezpieczniejszych miejsc jakie znały. Codziennie rano wyjeżdżając do pracy zostawiam koty w domu albo przed domem z poczuciem że jakby się cokolwiek działo to wejdą do domu i tam będą bezpieczne do mojego powrotu. Modlę się żeby nie właziły na ulicę, po której raz na kilka godzin przejeżdża samochód, żeby nie bawiły się żmijami, żeby umiały uciec przed psami. A teraz patrzę na ludzi którzy szukają swoich dzieci, zwierząt, zdjęć, dokumentów, pamiątek rodzinnych i czegokolwiek co dałoby im poczucie że nie wszystko stracili, że zdjęcie ukochanej babci jeszcze się odnajdzie i jakoś zwiąże ich z tym co było wcześniej, rano kiedy wychodzili do pracy. Obejrzałam dzisiaj kilka list, na które ludzie wpisują odnalezione zwierzęta, ich cechy charakterystyczne, jednym zdaniem opisują czyichś życiowych towarzyszy w nadziei że zadzwoni właściciel, który się domyśli. "Znaleziono kotkę, ma polidaktylizm, numer telefonu...". 
Moje koty nie mają cech charakterystycznych jeden jest czarnym kastrowanym kocurem a moja ślicznota jest trikolorką. Cech szczególnych szczególnie u czarnego - brak, tylko obroża z lewego sandała...

poniedziałek, 20 maja 2013

prawo własności

Ćwiczę cierpliwość. W zasadzie to jestem zafascynowana sobą w tej kwestii nawet. W sobotę w czasie mojej nieobecności do mojego ogrodu pod samiusieńkie moje okna podjechało coś i zaparkowało w moim ogrodzie. Nie zgadzałam się na takie użyczenia komukolwiek mojej działki na cele parkingowe ani zreszta na żadne inne, mało powiedziane nikt mnie nawet o to nie pytał. Mam wrażenie że to tak jakbym przyszła koleżance w pracy do torebki w czasie jej nieobecności w biurze i pożyczyła sobie dwie dychy. Powiedziałam o tej sytuacji rodzicom którzy początkowo uznali że no trudno płota nie ma nie ma co afery robić ale jak zobaczyli na własne oczy jak ktoś bezczelnie zaparkował pod moimi oknami to w kościelne święto i niedzielę sami mi pomagali prowizoryczny płotek budować. Bo bez przesady. M zareagował jeszcze gorzej. I w zasadzie to ja byłam najbardziej cierpliwa i delikatna i uznałam że to powinno ludziom dać do myślenia. a jak nie da... to jakoś inaczej sobie poradzimy. Administracyjnie...

czwartek, 16 maja 2013

lekka panika

Wstałam dzisiaj rano z niejasnym przeczuciem że coś z moimi pomidorami jest jednak nie tak jak powinno a w szczególności z jednym moim pomidorem. W końcu moja mama przez tyle lat miała pomidory i rosły bez jakichś większych zabiegów a jeden z moich to jakoś tak żółknie od dołu, niby kwitnie jak głupi, ma już 6 małych pomidorków i dwa kolejne na etapie zrzucania kwiatuszków ale coś mi się nie spodobało. Zadzwoniłam do mamy i powiedziała że pewnie głodne i żebym ponawoziła preparatem, podała nazwę, wzięłam nabyłam itepe. Przyjechałam do domu patrzę w doniczkach dość wilgotno wiec zrobiłam 2 litry tej mikstury rozlałam do pomidorów, ogórka i kwiatków i nie wiem. Na opakowaniu napisali że podlewać roztworem raz na 7-14 dni ale skoro 2l mikstury wystarczyły mi na 6 doniczek to czy nie podlać następnym razem też taką dwulitrową dawką? miotam się lekko bo wiem jak łatwo jest przenawozić ale nie chcę też żeby moje roślinki były głodne. Szczególnie moje pomidorki, przecież one są w ciąży i muszą urodzić te moje upragnione owocki! I miotam się w niepewności. Moja matka mnie z takim pytaniem przecież powali chichotem. I co ja mam teraz zrobić niby? he?

urodzeni mordercy

Znajduję niespodzianki. Wracam z pracy i znajduję zwłoki. Ostatnio była jaszczurka. Dzisiaj ptak. Dobrze że przez kocie drzwiczki się człowieka nie przeciągnie bo się do kompostownika ciało nie zmieści. Sprzątam te resztki krwi, piór, jaszczurzych ogonów. I jestem przerażona. Jak to się mogło stać? Jak moje słodkie maleństwa mogły się zamienić w bezlitosnych morderców? Jak mogą mi teraz znosić do domu te dowody zbrodni? A co najgorsze jak mam je pochwalić za to?

czwartek, 9 maja 2013

jednak nadal są

Moje pomidory w doniczkach nadal są. Nikt mi ich przez noc nie podprowadził, dalej są i robią mi opinię lekko stukniętej. I ogórek też. Och jaka ja dumna jestem z tego posiadania! Naprawdę obiecuję zorganizuję sobie zwiewną suknie i kapelusz słomkowy i będę jak ta dziewiętnastowieczna heroina zbierać płody rolne do koszyczka i nosić je przez wieś zadając szyku... Zakładając oczywiście że uprzednio mnie nie zjedzą komary albo jakieś inne świństwa latające, które uważają że mój kompost to jednak jest nie pożywienie dla dżdżownic tylko dla owadów. Nie poddaję się i dorzucam dżdżownice kiedy tylko się znajdują w moim zasięgu. A moja polewka z żywokostu dojrzewa sobie spokojnie i czeka na moment kiedy nią podleję kompostownik. Biorąc pod uwagę że dzisiaj po dolaniu do kompostownika wody ze śmieciami z odkurzacza boczkiem wylała się jakaś brązowa ciecz to chyba nie będzie jakoś specjalnie szybko...
Mam wrażenie że moi futrzani współlokatorzy też się jakoś zadomawiają. Ruda korzysta z kuwety i wczoraj oznakowała mi samochód, kotek ślicznotek też dał się przekonać do tego że kuweta jednak jest fajniejsza niż podłoga w piwnicy... normalnie postępy czynimy na tej naszej wsi. Tylko cywilizowanie kotów sąsiadów póki co kiepsko nam idzie ale nie poddajemy się w tej nierównej walce. O co to to nie. Niech żyje kocia rewolucja! 

środa, 8 maja 2013

ogrodniczo

Zakupiłam dzisiaj trzy sadzonki pomidorów, jednego ogórka i hortensję. Jak mi ich nie ukradną to będzie wyżera. 
No i news na dziś. Jedna moja koleżanka ze studiów, taka której śmierdzące rozwrzeszczane bachory śmierdziały bardziej zawsze niż komukolwiek innemu zostanie za 40 dni mamą. Spadłam ze stołka kiedy to usłyszałam. Jestem pod wrażeniem.

modeling to jednak sztuka

Kupiłam ostatnio film. O jednej pani. Jeszcze go nie obejrzałam, niemniej jednak w gratisie dodawali gazetę. A na okładce inna pani. Wytrzeszcz i rozwarte usta a dodatkowo kilka wyphotoshopowanych kilogramów, nie żeby ta pani w ogóle jakiekolwiek kilogramy posiadała aczkolwiek te kilka które jej zapewniały funkcjonowanie zostało usuniętych. Bo zbędne. Nic w tym w sumie dziwnego, w końcu projektanci to głównie geje więc podobają im się męskie sylwetki a modelki to akurat głownie kobiety. Tak czy inaczej część gazety miała przeznaczenie promować ową panią. Pani o jednej twarzy na każdym zdjęciu ma niezmiennie wytrzeszczone błękitne oczy i rozdziawione usta. Aż rozpoczęłam niemalże poszukiwania czy Anji R się w ogóle usta zamykają, nie wiem zęby za długie i się nie mieszczą albo coś... ale dzisiaj z A w biurze jakoś nam zeszło na ten polski towar eksportowy (poza piwem tyskim i paluszkami beskidzkimi) i zapytałam A czy potrafi tak wytrzeszcz zrobić, jednocześnie rozdziawiając usta i pokazując zęby i jeszcze się jakoś mniej bądź bardziej fikuśnie wygibnąć. I nie potrafiła, ja też nie potrafię. I wniosek z tego prosty. Żeby zostać modelką jednak jakiś talent trzeba mieć...

czwartek, 2 maja 2013

Majówka!

We Francji ludzie na okolicznosc pierwszego maja dają sobie wzajemnie bukieciki konwalii. Taki tam drobny zwyczaj na szczęście. Ja wczoraj z okazji Święta Pracy nie pracowałam. Zbiesiłam się powiedziałam dość i nie pracowałam i już. Ale dzisiaj pracuję. W pracy. I tak sobie myślę jak przetrwać ten dzień... tyle godzin, zwariować można. A tam tyle roboty! drewno trzeba skończyć chować, trzebaby sie zastanowić jakie jeszcze kwiatki nasadzić, dziury po kamieniach w "trawniku" zasypać świeżą ziemią, przenieść resztę moich resztek (jak to brzmi "reszta resztek" ale w koncu nie nazwę tego "compost-to-be") do kompostownika, wydziabać gnotka po tym zbutwiałym drzewku żeby kosiarka sie nie uszkadzała... I tak krok za krokiem dreptać zamiast tutaj siedzieć, pracować i sie zastanawiać jak przetrwam ten dzień...