poniedziałek, 24 czerwca 2013

czy bankami kierują kosmici?

Jejuśku bank do mnie napisał! po tym jak wojowałam z nimi o kartę bez pay passa co mi się nie udało bo przecież bank ma dokładnie w dupie co ja klientka od niego chcę i robi ze mnie króliczka doświadczalnego. Napisali mi wtedy że mogę sobie tą usługę wyłączyć, ale oni w pakiecie wyłączą mi możliwość płatności w niektórych miejscach (tam gdzie nie sklep nie łączy sie z bankiem w trakcie płacenia).
Jestem dinozaurem epoki bankowości. Wypisałam się z pko po tym jak złodzieje wystawili mi kartę o którą nie wnioskowałam i kazali za nią na dodatek zapłacić. Poszłam do innego banku - internetowego. Nawiasem mówiąc dość fascynującego w swoich działaniach. Ostatnio napisali do mnie ważną wiadomość - zmień danw swojego dowodu osobistego. Fakt - to są dane tej zielonej książeczki, a ja mam plastik już od 2007 roku i należałoby zmienic te dane. Pech chciał że sobie zapomniałam hasła na infolinię więc do nich nie zadzwonię poza tym z komórki sie na te ich zielone, czerwone czy inne numery zadzwonić nie da a jak się da to sorry nie za moją kasę "jeżeli chcesz zadzwonić do kibla wybierz 3, jeżeli chcesz zadzwonić do pomieszczenia na szczotki wybierz 4..." nie mam ochoty rozmawiać z piętnastoma konsultantami, z którymi i tak nic nie załatwię poza tym mnie wkurzą a przecież ja chora na nerwy jestem. Tak czy inaczek kliknęłam gdzie te dane sobie mam niby zmienić i co? "nie możesz wykonać tej czynności bo nie masz haseł smsowych" no i co z tego że nie mam? to jest moja sprawa co ja mam a co nie mam może nie mam telefonu komórkowego? czy jest jakiś ustawowy obowiązek posiadania telefonu komórkowego? mam takie papierowe hasła i wystarczy. No ale okazuje się że jednak nie. No to skoro oni wiedzą że nie mogę tej danej zmienić to po co mnie o to wzywają? pesel mi się nie zmienił. Może niech sobie mnie zapiszą po peselu skończą sie ich wszystkie problemy albo jeszcze lepiej po NIPie ale pech chciał że tego też nie pamiętam. 
Mam wrażenie że tu jakiś paragraf 22 wchodzi w grę. Chcę ale nie mogę a muszę bo bank mnie wzywea o to już kolejny raz... i dla własnego bezpieczeństwa powinnam. Ale bank nie chce bo ma mnie w dupie.

piątek, 21 czerwca 2013

siódme poty...

Wszystko się poci. Ja się pocę, koty sie pocą i psie łapy a nawet mój dom się poci. I nic by nie było bo ja jakoś to zniosę koty też ale poci mi sie piwnica niemożebnie i pojawia sie w niej zielony nalot pleśni a w moim małym wucetku ściana się poci i leje się z niej woda na podłogę... A ja chodze ze szmatką i wycieram. Bo mokro. I co z tego że woda czysta kiedy lepiej żeby się nic nie pociło. A ja wietrzę i jest jeszcze gorzej. 
A poza tym mam już zalążki mojego tyciego ogródeczka. Krzaczki w alejce posadzone i zrobią taki mały żywopłotek na wprost wyjścia do ogrodu a na osi widokowej rośnie głóg. Wybieraliśmy i przebieraliśmy bo ja w moim niezdecydowaniu nie umiałam kompletnie czegokolwiek dopasować do tego miejsca żeby nie było za małe, za duże, ozdobne ale najlepiej na koniec lata a nie wiosną bo przecież zasadzę tam kiedyś moje japońskie wiśnie... i oświeciło mnie. Trzeba wybrać coś co będzie z tego świata, z którego przyjedzie M. I padło na głóg. I już rośnie. W tych niemożebnych upałach podlewanie zżera mi znaczna część dnia ale siadam na progu i wiem że warto. Jeżeli całość wyjdzie zgodnie z planem to ten ogród będzie niesamowity.
Gorzej że mrówki wymyśliły że w zasadzie to świetny pomysł te krzaczki bo one sobie tam zrobią kolonie mszyc i już musiałam pryskać. Czy ktoś zna jakąś domową metodę na wypędzenie mrówek? tych leśnych również.

wtorek, 11 czerwca 2013

Szparagowi goście...

W zeszłym tygodniu odwiedzili mnie znajomi. Wszyscy jesteśmy na podobnym etapie ruiny budowlanej więc się odwiedzamy i podglądamy cichaczem swoje budowy i ogrody. Zaplanowałam menu szparagowe w środku szparagowego sezonu, miałam akuratnio cieniutko z czasem bo przecież zapowiedzieli sie jak zwykle moi goście w ostatniej chwili. Ale niektórym wolno zapowiadać sie w ostatniej chwili. Więc poleciałam do sklepu na zakupy "gościowe". Zaplanowałam tartę szparagową topiony camembert z bagietką ziołową, przekąski szparagowe i górę sałaty.... Wpadam do sklepu oczywiście spóźniona ale z listą odhaczyłam wszystko a tu szparagów niet. Napadła mię lekka panika, bo przecież czasu na latanie po sklepach nie mam żeby szparagów szukać. Ale po odwiedzeniu wszystkich sklepów po drodze i ułożeniu menu awaryjnego udało mi sie znaleźć białe cieniutkie szparagi z wyglądu młode i dość nieżylaste. Po konsultacjach z moją siostrą ugotowałam jedną sztukę szparaga - a ten gorzki. Niemalże sie rozpłakałam. Ale na całe szczęście internet podaje co z takimi niespodziankami poradzić więc sól, cukier, sok z cytryny i szparagi się nadały
Więc tarta szparagowa:
1 ciasto na pizzę w rolce podpiec 8 minut w piekarniku
wrzucić na to szparagów (lepsze byłyby zielone ale jak się nie ma co sie lubi to sie lubi co się ma i nie narzekać) pokrojonych na kawałki (białe przed wstępnym gotowaniem należy obrać)
zalać masą z:
2 jajek
1/2 szklanki mleka
dużo grana padano (w oryginalnym przepisie był żółty ser ale zrobiłam po swojemu)
to wszystko wymieszać i popieprzyć (ja nie soliłam bo grana jest słona)
ja jeszcze dorzuciłam szynkę pseudoparmeńską.
I piec 21 minut (te 21minut pieczenia to mnie prześladuje więc niech tak juz zostanie)

a do tego:
camembert w drewnianym pudełku z żurawiną do mięsa i podawany z bagietką ziołową do wypiekania
butelka białego półwytrawnego wina
sałata z byle czego (u mnie była waleriana i rucola, pomidory, rzodkiewka oliwa z oliwek i ocet balsamiczny)
trochę dobrego humoru i dobre towarzystwo a w efekcie można uzyskać kaca i stan niewyspania na drugi dzień, uznanie koleżanki i oddać własny przepis na tartę.

Czego w końcu nie zrobiłam?
szparagowych przekąsek na cieście francuskim ale zrobiłam je już kilka dni później z zielonych szparagów, które ukłądamy na cieście francuskim, trochę czosnku w plasterkach, pomidorki koktajlowe, skórka z cytryny całość pokropić sokiem z cytryny i oliwą i upiec. Czasu i temperatury nie pamiętam ale to na każdym cieście jest napisane.

ale się dzieje...

Dzieje się dzieje. Po 3 tygodniach nieustannego deszczu udało mi się w końcu zakląć 4 bezdeszczowe dni i mój "ogród' został zniwelowany. W końcu zaczyna nabierać kształtu tarasów. Coprawda dośc powoli zaczyna nabierać tego kształtu ale lepszy kształt powolny niż pierdolnik taki jak był. Co fascynujace wczoraj pan operator koparki zapytał czy jestem świadoma że mi trawnik zniszczy... dośc mnie tym ubawił ale już nic nie chciałam mówić bo co będę sie głupio odzywać. Przecież odrośnie. M kolejny raz sie udało. Jak przyjechał w zimie to nie było odśnieżania bo snieg akurat stopniał, jak przyjedzie w lecie to nie bedzie koszenia bo trawa jeszcze nie zdąży urosnąć. Ale może będzie już miejsce do postawienia samochodu i kupa roboty do robienia...

środa, 5 czerwca 2013

finansowo...

Ręce mi dzisiaj znowu opadły na to co wyprawiają nasze super banki. Łorany. Ja rozumiem że deszcz pada, jest kryzys, zanosi się na powódź a komisja nodzoru finansowego obniżyła stopy procentowe. A moi super wypłacalni znajomi od półtora roku nie mogą dostać kredytu na dom bo pracują za granicą. Mają dochody w Polsce, w innym kraju również, ale poza robieniem nieustająco tłumaczeń za furę kasiory jeszcze ani trochę nie udało im się wybudować bo półtora roku się bujają z bankiem, a w zasadzie bank z nimi. Szanownym bankom gratuluję, będę zbierać do skarpety bo się boję że gdybym im powierzyła dwa złote to oddadzą mi złotówkę a za przechowanie drugiej każą sobie zapłacić...