piątek, 21 czerwca 2013

siódme poty...

Wszystko się poci. Ja się pocę, koty sie pocą i psie łapy a nawet mój dom się poci. I nic by nie było bo ja jakoś to zniosę koty też ale poci mi sie piwnica niemożebnie i pojawia sie w niej zielony nalot pleśni a w moim małym wucetku ściana się poci i leje się z niej woda na podłogę... A ja chodze ze szmatką i wycieram. Bo mokro. I co z tego że woda czysta kiedy lepiej żeby się nic nie pociło. A ja wietrzę i jest jeszcze gorzej. 
A poza tym mam już zalążki mojego tyciego ogródeczka. Krzaczki w alejce posadzone i zrobią taki mały żywopłotek na wprost wyjścia do ogrodu a na osi widokowej rośnie głóg. Wybieraliśmy i przebieraliśmy bo ja w moim niezdecydowaniu nie umiałam kompletnie czegokolwiek dopasować do tego miejsca żeby nie było za małe, za duże, ozdobne ale najlepiej na koniec lata a nie wiosną bo przecież zasadzę tam kiedyś moje japońskie wiśnie... i oświeciło mnie. Trzeba wybrać coś co będzie z tego świata, z którego przyjedzie M. I padło na głóg. I już rośnie. W tych niemożebnych upałach podlewanie zżera mi znaczna część dnia ale siadam na progu i wiem że warto. Jeżeli całość wyjdzie zgodnie z planem to ten ogród będzie niesamowity.
Gorzej że mrówki wymyśliły że w zasadzie to świetny pomysł te krzaczki bo one sobie tam zrobią kolonie mszyc i już musiałam pryskać. Czy ktoś zna jakąś domową metodę na wypędzenie mrówek? tych leśnych również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz