wtorek, 12 lutego 2013

małżeństwo

Mam w pracy koleżanki... no nie jest to tajemnica ale dzisiaj zeszło nam na temat mężów, byłych mężów i ogólnie małżeństwa. Małżeństwo znane większości kobiet występuje ogólnie w trzech fazach: faza choroby białej kiecy, faza oświecenia i faza wyzwolenia (lub akceptacji). Z racji faktu że akurat w gronie plotkujących byłyśmy trzy: rozwódka po 23 latach małżeństwa, nazywająca go wdzięcznym imieniem Ch.., mogącym być uznawane w niektórych kręgach za wulgarne, mężatka - matka samotnie wychowująca dziecko z mężem o zadziwiającej zbieżności imion z ex mężem koleżanki i ja, od dawna też niemężatka, niemniej jednak z pamięcią słonia i w odróżnieniu od koleżanek mój ex-mąż miał na imię Wrzód (drugie imię: na dupie). Koleżanka pierwsza dzisiaj ma satysfakcjonujący związek z mężczyzną, ja wiadomo też jestem szczęśliwa a Matka Polka samotnie wychowująca dziecko dojrzewa do kopnięcia swojego chłopa w dupę, w czym jej nie przeszkadzamy ani nie pomagamy bo to bardzo niezdrowe dla koleżeńskich relacji. A skąd nam się to wzięło? bo mamy w pracy dwie koleżanki w fazie pierwszej - chorobie białej kiecy. Ciężkie przypadki, bo jedna choruje na białą kiecę w połączeniu z portfelem rodziców lubego (trzeba się było brać za ojca a nie za syna jak się chciało portfel) a druga nagabująca projektantów o stan cywilny. Koleżanka rozwódka zadała pytanie które nurtuje nas od dawna - ale po co? i jedyna sensowna odpowiedź jaka mi przyszła - żeby jej nie było lepiej jak Tobie. 
Od wielu wielu miesięcy zastanawiamy się cichaczem czy kobieta, która ma 32 lata i partnera, mającego 31 i odmawiającego konsekwentnie wyprowadzki od rodziców w celu wspólnego zamieszkania, jest tak ślepa że nie chce widzieć że on raczej nie jest zainteresowany wspólnym życiem z nią, czy tak bardzo naiwna że po 5 latach związku jeszcze się łudzi. Kilka razy w żartach powiedziałam jej wprost - dziewczyno uciekaj, a ta tkwi w tej relacji bez teraźniejszości i przyszłości zupełnie bez sensu. 
Druga nasza panna "chora" puczy naszych biednych klientów i puczy po czym po takim długim puczeniu zaprasza na kawę. Akt desperacji? zmęczenie materiału? nawet święty by uciekł, nie wspominając już o naszych projektantach, którzy raczej do świętych nie należą. I co zadziwiające żaden nie ma skłonności na męczennika i jeszcze nikt na tą kawę nie reflektował.
Kupowaliśmy ostatnio z M prezenty dla dzieci. W zasadzie to dla jednego dziecka. I M stwierdził że gdyby chodziło o córkę koleżanki z pracy to by wiedział że trzeba kupić resoraka. Mądre dziecko. Od małego sobie kitu o księżniczkach i białych welonach nie da wciskać. Widziałam taki demotywator ostatnio, dlaczego bajki zawsze kończą się na ślubie? bo potem to już jest koniec bajki. 
A o żmudnej pracy u podstaw pisali tylko pozytywiści i z jakiegoś powodu nikt nie chce tego czytać. Bo życie codzienne jest jak papier toaletowy długie szare i nudne, czasem jeszcze usrane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz