środa, 11 września 2013

ciśnienie

Uwielbiam banki. W zasadzie to ich nieumiejętność uczenia się na własnych błędach. Kilka miesięcy temu wymienili mi kartę płatniczą na kartę z pay passem. Byłam wściekła. Musiałam ją ubezpieczyć i kosztuje mnie to jakieś 3 złote miesięcznie. Nie lubię płacić niepotrzebnie za coś czego nie potrzebuję i nawet nie chcę i wyraziłam to głośno i nawet na piśmie. A teraz dzwoni do mnie pani z banku żebym sobie u nich wzięła kredyt. Dziękuje nie chcę. A może kartę kredytową. Dziękuję nie chcę. A może cokolwiek? dziękuję nie chcę. A może uścisk dłoni prezesa? również dziękuję, nie chcę, nie potrzebuję. A może jednak? i tu mam ochotę pokazać im gest Kozakiewicza ale przez telefon jest dość ciężko. Bo bank swoim maniem w dupie moich potrzeb pokazał mi gest Kozakiewicza, wiec jeżeli zapragnę mieć kredyt albo kartę kredytową to pójdę do innego banku, takiego który też ma gdzieś moje potrzeby ale mnie o tym jasno nie powiadamia. Takie małe oszukaństwo. A póki co szczęśliwie nie mam kredytu konsumpcyjnego, nie chcę mieć i nie potrzebuję. 
Pani wydawała się być zaszokowana moim oświadczeniem że pensję mam jedną, jeden raz w miesiącu i muszę się nieźle nagłówkować jak to zrobić żeby za to wyżyć i nie zalegać z rachunkami i jeszcze mieć parę złotych na swoje drobne przyjemności. Więc się rozłączyła. Mam nadzieję za dwa dni nie odebrać telefonu podobnej treści bo wtedy pewnie mi się wyleją frustracje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz