Uwielbiam banki. W zasadzie to ich nieumiejętność uczenia się na własnych błędach. Kilka miesięcy temu wymienili mi kartę płatniczą na kartę z pay passem. Byłam wściekła. Musiałam ją ubezpieczyć i kosztuje mnie to jakieś 3 złote miesięcznie. Nie lubię płacić niepotrzebnie za coś czego nie potrzebuję i nawet nie chcę i wyraziłam to głośno i nawet na piśmie. A teraz dzwoni do mnie pani z banku żebym sobie u nich wzięła kredyt. Dziękuje nie chcę. A może kartę kredytową. Dziękuję nie chcę. A może cokolwiek? dziękuję nie chcę. A może uścisk dłoni prezesa? również dziękuję, nie chcę, nie potrzebuję. A może jednak? i tu mam ochotę pokazać im gest Kozakiewicza ale przez telefon jest dość ciężko. Bo bank swoim maniem w dupie moich potrzeb pokazał mi gest Kozakiewicza, wiec jeżeli zapragnę mieć kredyt albo kartę kredytową to pójdę do innego banku, takiego który też ma gdzieś moje potrzeby ale mnie o tym jasno nie powiadamia. Takie małe oszukaństwo. A póki co szczęśliwie nie mam kredytu konsumpcyjnego, nie chcę mieć i nie potrzebuję.
Pani wydawała się być zaszokowana moim oświadczeniem że pensję mam jedną, jeden raz w miesiącu i muszę się nieźle nagłówkować jak to zrobić żeby za to wyżyć i nie zalegać z rachunkami i jeszcze mieć parę złotych na swoje drobne przyjemności. Więc się rozłączyła. Mam nadzieję za dwa dni nie odebrać telefonu podobnej treści bo wtedy pewnie mi się wyleją frustracje.
Pani wydawała się być zaszokowana moim oświadczeniem że pensję mam jedną, jeden raz w miesiącu i muszę się nieźle nagłówkować jak to zrobić żeby za to wyżyć i nie zalegać z rachunkami i jeszcze mieć parę złotych na swoje drobne przyjemności. Więc się rozłączyła. Mam nadzieję za dwa dni nie odebrać telefonu podobnej treści bo wtedy pewnie mi się wyleją frustracje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz