środa, 17 lipca 2013

uciekające dżdżownice

W końcu wczoraj dotarłam do mojego ogrodu. Depresja chwastowa dopadła mnie już po powrocie z urlopu ale lało i nie dało sie tego skosić wszystkiego rękami M więc wczoraj musiałam podkasać rękawki i zabrać się za robotę. Ale od początku.
Poniedziałek
Potrzebny mi był kompost. Najlepiej na gwałt ale jesze lepiej pod kwiatki więc poszłam do mojego kompostownika, otworzyłam drzwiczki i NATYCHMIAST ZAMKNĘŁAM. Przeraziło mnie totalnie. O matko! zapach zgnilizny i widok obślizgłej zielonej mazi prześladował mnie jeszcze jakiś czas ale przecież ze wsi jestem i nie ma bata żeby kompostownik mną rządził.
Wtorek
Przeprowadziłam drobny research. Koniecznie trzeba tą zgniliznę przerzucić. Ale jak kiedy zgniła maziaja wcale zapewne na to ochoty nie ma a poza tym trzeba trawę kosić więc tylko dołożę tego co jest wrogiem najlepszych chęci - świeżutkiej okoszonej trawy. Zaopatrzyłam się w gazety i po przyjściu do domu elegancko na moim koncertowym śmietniczku ułożyłam tekturę skoszoną trawę, gazetkę i otworzyłam drzwiczki... Udało mi się troche wyciągnąć widłami trochę łopatką a troche nadal nie wiem czy to coś ze środka (breja z liści i czegoś co według mnie łudząco przypomina popiół z kozy) to jednak jest zaczątek kompostu czy raczej breja z kompletnie nieprzetworzonych liści z lipy z zeszłego roku i popiołu? Kuchennych odpadów jakoś się nie dopatrzyłam co uważam za niejaki sukces, chociaż gdzieniegdzie jakaś na oko skorupka z jajka przeglądała.
Ale gdzie są moje dżdżownice które tak pracowicie od wiosny wrzucałam do kompostownika? uciekły? co sie z nimi stało? przecież ja ich tam nawrzucałam gdzieś około sporo a w tej śmierdzącej maziai ich wcale nie ma. Nawet trupków. I tak sie zastanawiam teraz co zrobić. Wyciągnęłam troche z dołu ale ta mazia wcale nie chce spadać na dół i tylko tak wisi w środku tego pojemnika i se jest. Podziabałam widłami trochę do środka i niezbyt przekonana do celowości mojej pracy udałam się jednak do plewienia. To dokładnie wiem na czym polega. A moja "rabatka" kwitnąca (od wczoraj) została pochwalona przez jakąś kompletnie obcą sąsiadkę. Niech chwali, niech chwali póki sarny nie przyjdą i nie zją.
Straty na wczoraj - hortensja bukietowa pink coś tam. Skosiłam geomatę razem z hortensją, w ziemi zostały tylko korzenie a łodygi i kwiaty są w wazoniku. Czy łodygi sie ukorzenią? w zasadzie to hortensje się szczepi a jak sie nie zaszczepi to co z tego wyniknie?
A w BBC pisali że ci co maja green fingers to nie mają depresji. Chyba ci co im wszystko rośnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz