niedziela, 25 sierpnia 2013

zamrażarka

M postanowił że przyda nam się zamrażarka. No z niejaką słusznością bo od kiedy zakupiłam króliczka którego mieliśmy oporządzić w czerwcu chyba to nic się do tych moich 3 szuflad więcej nie mieści. No i teraz mam zagwozdkę. No bo przecież jak jest zamrażarka to ona nie może stać taka pusta przecież bo się kilowaty marnują. A ja nie cierpię marnowania a kilowatów i metrów sześciennych w szczególności. 
Robiliśmy wczoraj risotto. Przepis na końcu bo teraz ważniejsze. Zostało mi 3/4 głowy selera i kilka pietruszek i jestem generalnie w rozterce. No bo jak nie było zamrażarki to było prosto trzeba było wziąć i to wszystko wsadzić do lodówki i poczekać aż się zdarzy okazja żeby to zużyć ewentualnie jak się zepsuje to wywalić. A teraz? no nie ma bata bo pewnie za pół roku będzie potrzebne. Tylko jak to do cholery zamrozić żeby się jeszcze do czegokolwiek nadawało?
 
Risotto wg Jamiego z grzybami leśnymi - wariacja na temat.
Oboje z M mieliśmy suszone grzyby leśne i ochotę na coś do jedzenia. A w lokalnym charity shopie M znalazł książkę Jamiego o włoskim gotowaniu... no przecież nie można było przejść obok tego obojętnie... tylko co bardzo według mnie niekomfortowo przepis składa się z dwóch części - czyli dla zaawansowanych w czytaniu. Więc tu takie krótkie streszczenie co i jak po polsku i na dodatek w jednym kawałku. Jakby ktoś nie wiedział to Kaśka to moja pomoc domowa - robot wielofunkcyjny.
Suszone grzyby namoczyliśmy w gorącej wodzie rano żeby rozmiękły, kiedy już przyszła pora żeby gotować wodę z grzybów zużyliśmy do wywaru do podlewania ryżu do risotto. 
Ale od początku jak robiłam to ja:
jedną cebulę, 1/4 wielkiej głowy selera i 2 ząbki czosnku wrzuciłam Kaśce żeby to potarła (M siekał i kroił u siebie) 
w międzyczasie rozpuściłam jedną kostkę wołową (bo lepszej nie miałam) w litrze wody i dodałam do tego wodę z grzybów (M zużył aż 3 kostki warzywne z obniżoną zawartością soli) dałam to żeby się wspólnie zagotowało.
Na małym gazie na patelni (potem zamieniłam na garnek) zagrzałam trochę oliwy z oliwek i dorzuciłam trochę masła i jak się to wszystko ładnie rozpuściło to moje potarte warzywa. Na małym ogniu ma to siedzieć koło 15 minut tak żeby nie zmieniło koloru tylko żeby seler trochę skruszał.
W tym czasie obierałam listki tymianku i zblenderowałam natkę pietruszki - mały pęczek (M siekał). Odkręcamy piekarnik na 200stopni. Patelnię którą da się wsadzić do piekarnika (u mnie garnek z metalowymi łapkami) nagrzewamy dajemy łyżkę oliwy i podsmażamy na tym grzyby (ja pokroiłam je na jakieś 1,5cm kawałki) jak już zaczną zmieniać kolor to solimy, pieprzymy, dajemy listki z tymianku (małego pęczku), dwie łyżeczki masła i posiekany ząbek czosnku, mieszamy i wsadzamy do piekarnika na 6 minut. 
Wracamy do warzyw które siedzą na ciepłej patelni, dosypujemy ryżu arborio (400g - czyli całą polską paczkę) i mieszamy aż ryż się upraży (razem z selerem cebulą i czosnkiem) jak już zaczyna hałasować to wlewamy wywar i mieszamy. Teoretycznie cały proces picia przez ryż wywaru powinien trwać około 15 minut u mnie to trwało 2 razy tyle. Proces czyli wlewamy po mniej więcej pół szklanki wywaru i czekamy aż ryż go wypije i cały czas mieszamy, jak wypije to znowu wlewamy i tak do obrzydzenia do czasu aż ryz stanie się miękki. W międzyczasie trzeba ten cud dosolić ale mając na uwadze że wywar w zależności od swojej jakości ma w sobie trochę soli albo bardzo dużo soli dlatego ja robię z jednej kostki a M z trzech z obniżoną zawartością soli (ale oboje nie używamy kostek z glutaminianem sodu). Jak już nadejdzie ta szczęśliwa chwila że ryż będzie dobry to dajemy do tego łyżkę masła, posiekaną pietruszkę (ja leniwa wrzuciłam Kaśce do blendera na szybkie obroty efekt ten sam tylko więcej zmywania), 125g parmezanu tartego - ja mam to wrzucam grana padano, grzyby z tymiankiem i co najważniejsze sok z połowy cytryny. Bo bez tej cytryny to w ogóle by było wszystko do niczego. Jak już to pomieszamy to nalewamy sobie do kieliszka wina (najlepiej białego ale z czerwonym jak ktoś się leczy na oczy to też da radę) et voilà. Smacznego. Mi smakowało. To nic że teraz będę to przez przynajmniej 3 dni jeść. Jak się gotuje razem obok siebie a nie na odległość to można się z tym męczyć wspólnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz