poniedziałek, 5 sierpnia 2013

książeczki...

Pomacałam. Obejrzałam. I nie przeszło mi.
Cierpię od kilku lat na taką przypadłość a w zasadzie przyległość - pożądam kindle. Pożądam pożądaniem dzikim ale nie ukrywajmy wtedy odzywa się moje drugie ja i puka się po łebku i mówi "chyba babo zgłupłaś wiesz ile to kosztuje?". Ostatnio jakoś znowu żyję unoszona falą żądzy posiadania... poszłam do jednego znajomego co podzwonił po swoich znajomych i okazało się że w jednym sklepie na półce leży nieużywany egzemplarz. Polazłam tam dzisiaj bo się nadarzyła okazja zajechać na ten koniec końców świata. Pan przy mnie rozbebeszył pudełko. Czarne. Otworzył i wyciągnął zabawkę. Och jej. Jest niby taka jak na obrazku. Ale waży. Tyle mniej więcej co cienka książka. Ma światełko powiększane literki, normalnie cuda na kiju. Popatrzyłam. Starałam się z całej siły żeby mu nie uślinić tego cuda. Podotykałam, pomacałam, och....
W ramach interesów wzajemnych zadzwoniłam dzisiaj do jednego mojego kolegi, który właśnie wrócił z urlopu. W ramach kurtuazji zapytałam jak się udał urlop, co robili, czy zadowolony, jako że było o rowerach to o prezentach na komunię i takie tam historie. Ja że jak te komunie przeniosą to się prezenty na tabletach nie skończą... I w tym momencie kolega mi mówi tak "a bo wiesz jak byłem nad tym morzem to tam był jeden facet co miał taką ramkę i on coś na tym czytał. Wiesz i ja tak chodziłem wkoło niego na spacer po plaży żeby mu pozaglądać przez ramię jak on to czyta. Wiesz to fajne jest..." no wiem. Niestety. Choram na to już od dawna. Zdradziłam koledze nawet tajemnicę, planuję że może przy okazji swoich urodzin wzbogacę się o taki gadżet... i co usłyszałam? "wiesz to ja poczekam aż Ty sobie kupisz to ja wtedy bym to bardzo chciał pomacać..." skąd ja to znam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz