środa, 27 czerwca 2012

welcome to the real life...

Jestem rozpuszczona. Rodzice mnie rozpuścili. W zasadzie to mama. Chociaż może oboje po równo. Mama mi gotuje. Dwa razy w tygodniu, a w zasadzie to cztery. Resztek zostaje na tyle żeby z głodu nie umrzeć do konca tygodnia. No i jak już wszem i wobec wiadomo nie umiem gotować. Bo i po co? ale jestem mistrzynią podgrzewania. Umiem podgrzać każde jedzenie doskonale i nawet w większości przypadków nie jest po tym doświadczeniu przypalone. Czasem nawet robię ku temu jakieś dodatki, ale jeszcze dobrze nie opanowałam robienia frytek z wora, więc omijam takie czynności. Ale zdarzyło się nieuchronnie to co zdarza mi się regularnie co roku. Przerwa wakacyjna. Dwa miesiące z maminą kuchnią tylko w soboty i niedziele. I wpadam w panikę. Nie mam makaronu w domu. Skończył się. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na zakupach. No dobra zacznijmy od początku. Nie umiem zrobic zakupów. Znaczy potrafię iśc i kupić coś jadalnego. Wystarcza na jeden posiłek, ale całego zestawu jadalnego jedzenia na więcej niż jeden posiłek i resztki kupić nie potrafię. Próbowałam pisać kartki. Pisze kartkę przed wyjściem do sklepu, wracam i juz wiem że tego i tamtego zapomniałam. No przecież nie będę się wracać! Jak już uda mi się kupić to co mam do kupienia (oczywiście to sytuacja która nigdy się nie zdarza) to robi się jeszcze gorzej bo moje poczucie bezpieczeństwa w kwestii zrobienia czegoś jadalnego zamyka się na makaronie. Makaronie z sosem. Sosy bywają w kilku rodzajach... pesto teściowej mojej siostry, sos pomidorowy mojej mamy i ragu mojej produkcji z mielonego mięsa i puszkowanych pomidorów. 
I stoję przed świadomością własnej bezsiły i niewiedzy w tym temacie i zaczynam powoli wpadać w panikę. Dwa miesiace. Dwa miesiące własnej kuchni. Trującej, niejadalnej, przypalonej, niedogotowanej i niedosmażonej. M okazał się aniołem i przywiózł mi ksiażkę kucharską Jamiego. W ramach mojego zdziwienia że to już dziś ten dzień poczatku Wielkiego Głodu postanowiłam to uczcić. Znalazłam przepis. Na makaron (skończył się) ze szparagami zielonymi. I jest jeszcze gorzej. Czy o tej porze roku da się kupić zielone szparagi wogóle? a może mrożone? czy szparagi występują w wersji mrożonej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz