poniedziałek, 2 lipca 2012

szewski poniedziałek

Czasem jest taki dzień kiedy lepiej nie wstawać z łóżka. Dziś był ten dzień. Pewnie nadal jest. Same pompowane na sztywno problemy których da się uniknąć. Niby nic a jednak wszystko stawia opór. Bank znowu podniósł odsetki od kredytu. Złodzieje. O mojej historii pilśni zamiast sklejki nawet szkoda wspominać. Moja mama twierdzi że biomet niekorzystny. Co to jest wogóle? Jedno jest pewne. Jutro będzie nowy dzień a dzisiaj chciałabym sie schronić w bezpiecznych ciepłych ramionach i udawać że mnie nie ma. A kuku nie ma mnie! Dziś nie mogłam być sama dla siebie centrum wszechświata. No dobra połową centrum mojego wszechświata. Zapakowałam wszystkie resztki z mojej lodówki i pojechałam po pudła dla K. Nie wiem jak długo ona jeszcze tu będzie ale jaki mam wybór? 23 miesiące spotkań, picia kawy i palenia  wiśniowych skrętów na moim balkonie. Spacerów z psami i rozmów o niczym. Czasem wypadów do gównianych tanich restauracji w centrum. Nazywania mężczyzn odpowiednio "wrzodami", "chłopcami", "młodymi kochankami" albo "cymbałami do potęgi". Imprez z jej ekipą z pracy. Wyrwanych z kontekstu wernisaży i śmiechu do łez albo bólu żołądka. To wszystko po kilkuletniej przerwie.
Zastałam ją w pracy. Gdzieżby indziej? w biurze zbankrutowanej firmy. Tylko ona i kierownik budowy. Dawno po godzinach pracy. Nad papierami. Przy telefonie. 
Kolacja z resztek z mojej lodówki. Insalata di mare zagryzana sałatką z kurczakiem. Przypalona kawa i śmierdzący spalenizną popcorn z mikrofali. Dwa spacery z psem, mała wycieczka po okolicy, dużo słów. Tekturowe pudła. Trochę wspomnień. Trochę planów. 
Hormony. Nie cierpię ich. Nie wiem czy sie rozpłakać czy nie. Co będzie jutro? Znowu historia sklejki i pilśni? czy może spokój. A może łzy? Jutro się bardzo szybko staje dzisiaj. Nie nadążam nawet reagować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz