wtorek, 17 lipca 2012

telefony telefony...

Dzwoni. Bez przerwy. W jakiejś sprawie o której nic nie wiem, albo w jakiejś innej o której wiem jeszcze mniej. Wczoraj dzwoniła matka K. Nadal nie wiadomo co z jej pracą. K wyjechała na urlop. Fajnie, niech się odstresuje. Od rana przewalam tony papierów. Tony toniaste przeróżnych papierów. Przecież wyjeżdżam, powinno być wszystko pozałatwiane. Śmiech pusty mnie ogarnia, przecież tylko 4 dni nie bedzie mnie w biurze. Ale sprzątam jak na Wielkanoc. W domu też sprzątam, pomiędzy dzwoniącymi telefonami. Usiłuję sie wsłuchać w siebie. Wyczuć przyszłość, chociaż malutką, minimalną. I nie wiem. Pustka. Zawsze miałam jakis wyrobiony pogląd na przyszłosć a teraz nic. Zero absolutne. Żyję dzisiaj, do przyszłej środy, potem od środy do poniedziałku a potem do końca sierpnia. I tak godzinę po godzinie. Taka oderwana. Telefon: może pani chce fajną ofertę ne telefon stacjonarny? nie dziękuję, przeprowadzam się, a to przepraszam. Kiedy się przeprowadzam? jeszcze nie wiem. W zasadzie to nic nie wiem. Co będzie jutro? środa? to dobrze. Gdzie bedę za miesiąc? Chcę zamknąć oczy i powiedzieć życzenie. I żeby się spełniło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz