środa, 29 sierpnia 2012

po naszemu czyli nabytki.

Staraniem M i przy moim skromnym udziale znaleźliśmy kuchenny kredens na jednym portalu. Kredens hanyski drewniany tylko raz olakierowany olejną żeby dodatkową warstwę ochronną na tym cudzie z familoka zrobić. Po jakiejś chwili udało mi się wszystko zorganizować, włącznie z własnym ojcem, dużym samochodem do przewozu mebla zdatnym, czasem i ogólnie no po prostu wszystkie rzeczy dograne. I tu wchodzi już w grę nasz lokalny folklor...
Umówiliśmy się z ojcem o 15,30. No dobra o genach sie nie dyskutuje więc uznajmy że nic w tym dziwnego że udało nam się wyruszyć o 16.40 doblem pożyczonym od znajomego, pomierzonym czy sie mebel zmieści. Drogę zasugerowała moja koleżanka z pracy. I my wyruszyli. Do hanysowa. Łorany jak tam jest wpizdu daleko! Droga zajęła nam kawał czasu i już o 18.39 byliśmy na miejscu. Właściciel kredensu spojrzał na naszą dowolną punktualność z pobłażliwym usmiechem i pokazał nam ten oto cud. Kredens jak oni mówią na to byfyj (mi się to nieodmiennie kojarzy z pomyjami) był niemożebnie obklejony tapetami i ceratą, w związku z czym zachował sie w bardzo przyzwoitym stanie, więc szybko wylądował w doblu, razem z przynależnym stołem i szafkami. Pan chciał jeszcze dorzucić krzesła ale się juz nie zmieściły. Po naszymu sie nie dało wciś. A szkoda bo fajne te krzesła. No i teraz trzeba myśleć. O kolorach. Bo trzeba wszystko odnowić i przysposobić.
Dzwonie dzisiaj do mojej mamy, która na dzień dobry jak usłyszała o tym kredensie to skomentowała tylko "nie głupiej", a ojciec jak zobaczył stół to powiedział krótko "mamy taki jeden w piwnicy już, jak chcesz to sobie weź". I mama dzisiaj już na luziku, mebla obejrzała, znalazły już nawet z babcią odnawiacza niezbyt drogiego podobno. A w najbliższych dniach będzie inny test. Co na to wszystko M... bo przyjeżdża za 3,5 godziny. W końcu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz