środa, 1 sierpnia 2012

zawiedziona

Jestem zawiedziona. Nici z Angusa. Będzie inne paskudne imię męskie, bo koleżanka postanowiła nie rodzić. A może chłopię postanowiło nie wychodzić... na jedno wychodzi dziecka nie ma wybór imienia więc zostaje po jej stronie. Trudno.
Wróciłam. Niedospana, zmęczona lotem i wstawaniem o jakiejś godzinie kiedy lunatycy zastanawiają sie czy iść do łazienki. I znowu czekanie 4 tygodnie. 4 długie tygodnie...

Ale żeby nie było że tak całkiem się w mojej nauce gotowania poddałam to nie. A mianowicie gotowałam chicken pie. I wyszło jadalne ale bez polotu.
No dobra od początku:
przepis był Jamiego na chicken pie (przepis można znaleźć na necie) ale według mnie powinien był być robiony w odwrotnej kolejności. Znaczy najpierw się smażyło troszkę kurczaka a potem wrzucało pieczarki i cebulke albo szczypiorek. No i oczywiscie jak pieczarki wypusciły wodę to to wszystko było takie wodniste że aż szkoda. Więc chicken pie Jamiego po mojemu najpierw pieczarki i odparować wodę a potem szczypiorek i kurczak a jak to wszystko się zrobi takie fajne w konsystencji to dopiero bulion. Bo inaczej jest woda z gotowanym kurczakiem a to mi się wcale nie podobało, szczególnie w porównaniu do genialnego łososia w wykonaniu M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz