wtorek, 14 sierpnia 2012

zdrada

Dzisiaj wszędzie o zdradzie. Nie wiem w zasadzie po co. Ostatnio czytałam wypowiedź jakiegoś seksuologa na ten temat i było takie podejście że zdrada to oznaka choroby związku. Dla mnie zdrada to oznaka braku uczciwości w związku. Jakoś sobie tego nie wyobrażam że jestem z kimś, ta osoba jest dla mnie partnerem, towarzyszem i może między nami być kulawo ale razem pracujemy nad tym żeby to poprawić albo czas się żegnać. Nie ma półśrodków. Nie ma "jednorazowych wyskoków" bo przecież skoro ktoś pokusił sie raz to jaka jest szansa że drugi raz też się nie pokusi?
Mam koleżankę której mąż popełnił samobójstwo. Długa i smutna historia, która zakończyła się tak jak sie zakończyła, jednak dowiedziałam się wtedy jednej rzeczy, która bezpośrednio się według mnie przekłada na sytuacje zdrady. Jeżeli ktoś raz miał odwagę się targnąć na swoje własne życie to zrobi to drugi raz i będzie to robił aż do skutku. Może nie dziś, nie jutro, nie za dwa dni, ale zrobi to.
Dlatego jak wierzyc komuś kto zdradził raz? kto stracił hamulce własnego ja i poszedł w tango. A jak wierzyć komuś kto miał romans? I słucham tego radia i czytam te artykuły i nie wierzę. Nie wierzę jak kapcanieją podstawowe zasady związków uczciwość i zaufanie. To nie jest rzecz, którą da się odbudować stawiając grubą czerwoną kreskę i zakładając że "teraz to już będzie super". A opowieści że się upił i nie pamięta? mama mi zawsze mówiła że wszystko jest dla ludzi, alkohol też. Upić się można, ale wydaje mi sie że upijanie sie do nieprzytomności to wybryk młodości i w pewnym momencie chyba pora sobie powiedzieć dość. I szczerze mówiąc to w życiu nie widziałam osoby, której urwał sie film a siłę i ochotę na sex jeszcze ma...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz