poniedziałek, 17 września 2012

gapiesie...

Siedze i sie gapie. Normalnie gapie sie do cudzych domów i ogrodów. Gapie sie na detale, na roślinki na zdjęcia na sposób podania, na kolory i zjadłabym te smaki i zapachy. I moja głowa jest cała zajęta i w kolorze. W kolorze który nawet swojej nazwy po polsku chyba nie ma. A mianowicie w kolorze sage. Kolor szałwii kiepsko brzmi więc niech zostanie sage.
I zamykam oczy i widzę te moje, nasze meble do kuchni w tym obłędnym kolorze, mój zdobyczny słój apteczny i bielony stół i koronkowe firanki mojej mamy na zimę a na lato moje rzymskie rolety zrobione do połowy i rzucone w kąt. Wygrzebać muszę te moje cuda pozaczynane albo porobione na okolicznośc posiadania stołu i celebrowania jedzenia. I celebrować dom. Mój dom. Nasz dom. I krecę sie w kółko w rozterce. Jak to ma wszystko wyglądać? Czy będziemy tu czy tam? jak będzie tu i tam? a co na to koty? a co na to pies?
Poszłabym juz do ogrodu. Dłubać w ziemii. Ziemia uspokaja. Ziemia daje ukojenie. Ziemia wie. Pomaga podjąc decyzję. A tu tyle do zrobienia! I jeszcze nie wolno, bo jeszcze fachowcy się kręcą. Bo jeszcze niszczą. Bo jeszcze teren wygląda jak pole bitewne. A ja już bym chciała. Wrzosy takie piękne. I moje japońskie wiśnie wymarzone zasadzić... i trawniczek i ścieżki wysypane drewnianymi zrębkami... Ja chcę już!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz