niedziela, 30 września 2012

Idzie jesień

Moja mama namiętnie szydełkuje. Obrusy, serwetki firanki, co tam jej akuratnio popadnie, spodoba się albo jest tematycznie związane z porą roku. Ostatnio mamy etap cztery pory roku i wszystko jest jesienne. Pozazdrościła jej koleżanka i uaktywniła teściową żeby babcia sie na emeryturze nie nudziła tylko też jej jakieś serwetki uheklowała. Kobita siadła, udłubała wielkie dzieło, koleżanka do mojej matki zadzwoniła że już ma! firanki w tulipany ma! a moja mama z rozbrajającą szczerością chcesz tulipany na jesień w oknach wieszać? przecież tulipany się wiesza na wiosnę.
Usłyszawszy dzisiaj tą historyjkę zaczęłam się śmiać a potem wydłubałam z własnej szafy własne dawno poczynione dzieło i zafastrygowałam brzegi żeby koleżanka mogła mi to uszyć, bo moja babcia jest bardzo w życiu przewidująca i zapobiegliwa ale szyć na maszynie mnie nie nauczyła i muszę się dopraszać takich drobnych uprzejmości u koleżanek wszelakich. Zafastrygowałam i jak porządna gospodyni wsadziłam ten zaczątek obrusa do gara i dawaj go gotować. I tak sobie myślę że gdyby ktokolwiek widział ile brudu i dziadostwa wszelakiego się z tego dzieła wydobyło to by nigdy u mnie herbaty nie wypił. Ale pierwsze ablucje tego onego dzieła poczynione i teraz kapie pod prysznicem, a potem będę dopierać to co jeszcze nie zlazło (podejrzewam że to herbata jakaś dwuletnia jest albo trzyletnia nawet...)
Zaczęłam wygrzebywać te moje cuda z szafy. W końcu powoli trzeba będzie myśleć o przeprowadzce a tu takie skarby... ostatnio z czeluści moich bezkresnych magazynów wygrzebałam ponad kilogram kordonka do koronek. A to nawet nie jest czubek góry dóbr wszelakich...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz