wtorek, 11 września 2012

rzeczywistość

Poniedziałek. 7.30. Bloki startowe. Tona papierów. Wodociąg. Gazownia. Klamki. Umówić sie z klientem. Dwa telefony od stałego klienta. Jeden telefon do banku. Reklamacja butów. Trochę papierów. Wizyta w banku. Wizyta w urzędzie. Wieczorem wizyta w sklepie, szybki odgrzany naprędce obiad, drugi sklep. Krótka rozmowa na którą czeka się od rana, szybki prysznic i sen.
Wtorek.... wizyta w urzędzie, spotkanie z klientem, kilka telefonów, lista spraw do załatwienia po południu. Obiad gotuje mama. Na szczęście. Bo mam szansę coś zjeść sensownego. Pewnie nawet kupi chleb.
Jutro znowu to samo albo jeszcze gorzej.
Jestem jak nakręcona. Nie mam kiedy się podrapać po tyłku nawet ale jakoś jeszcze chodzę. O dziwo.
A rzeczywistosć zwaliła mi sie na głowę jak zwykle. Brak czasu, brak ochoty do pracy i tylko motorek sobie do tyłka zamontować bo inaczej tego nie widzę. Plan na dziś - wizyta w ksero i projekt zagospodarowania terenu. A potem padnę na ryjek. A jak nie padnę to będę pisać pismo. To z dwa tygodnie temu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz