środa, 26 września 2012

robótki ręczne...

Wynalazłam wczoraj mój zalążek do rolet rzymskich. Zalążęk czyli jedną zafastrygowaną i z połową mereżki i usiadłam wieczorem nad tym na chwilę. Bo trzeba chyba te zabawy w "do przyszłego domu" zaczynać kończyć. A tu jedna z dwóch rolet w 2/3 zrobiona a gdzie reszta? Obrus wyszyty ale nie uszyty. I tak w kółko. Bo ja tak mam. Zabiorę się,  zacznę, zrobie w 2/3 a potem w kąt. I leży. Do dnia nudnych wakacji albo jakiegoś totalnego braku wizji albo nie wiem czego ale potem powoli powoli i często w bólach kończę te zabawy. Ale cos już tam w życiu mi sie udało podokańczać i potem chadzam dumna i blada i chwalę się tym wszem i wobec żeby nie umknęło niczyjej uwagi że cos popełniłam i nawet udało mi sie to coś popełnić do końca.
Więc teraz na tapecie są mereżki. Ależ ja się zastałam w tych zajęciach! Zastałam zapyziałam i zatęchłam! i palce już nie takie giętkie i idzie powoli powoli zamiast pędzikiem myk myk i już. A tu tyle tego trzeba! Ale usiadłam przy komputrze i patrzę na to co mereżkowy świat ma do zaoferowania a tu ubożuchno, bo ja już to wszystko umiem a chciałabym spróbować czegos nowego. Jakiś dreszczyk "przygody" w tej spokojnej monotonii cichego szumu nici przesuwanych po materiale i co jakiś czas nieszczęście przeganianego kota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz