niedziela, 20 stycznia 2013

ślad węglowy...

Czytam aktualnie dwie książki. A w zasadzie jedną słucham a drugą męczę. Jedna - ta słuchana jest o wojnie, drugiej wojnie światowej a druga to zapis pewnego bloga, nazywa się Zieloni śpią nago i w dość dziwny sposób przekazuje typowo amerykańsko-naiwne podejście do tematu ekologii. Jednak przy tym całym chaosie wyłaniają mi się dwa pytania a w zasadzie spostrzeżenie i pytanie. Czy 70 lat temu, kiedy wojna była akurat w samym swoim środku ktokolwiek podejrzewał że dzisiaj będziemy się w cywilizowanym świecie zajmować śladem węglowym? i jaki jest w zasadzie mój ślad węglowy? a w zasadzie to potężna węglowa autostrada, która wydłuża się każdego dnia...
Codziennie oddalam się i przybliżam do jakiegoś ekowzorca dzisiejszych czasów jednocześnie. Kompostuję, ale spalam, segreguję ale jeżdżę samochodem, wyprowadziłam się z miasta i rozpoczęłam moją codzienną wędrówkę po drewno i odczyt licznika gazu, jednocześnie rozpoczynając dojazdy do pracy obce mi od sześciu lat, w czasie których posiadanie samochodu było fanaberią i demonstracją niezależności. Głównie przed sobą samą. W zasadzie zastanawiam się jak daleko sięga ekohipokryzja? Mam wrażenie że bycie eko nie jest dzisiaj fanaberią tylko koniecznością podyktowaną względami ekonomicznymi. Zagadał do mnie ostatnio mój sąsiad, który stwierdził że po raz ostatni kupił węgiel do ogrzewania domu, uznał że drewno będzie go kosztowało tyle samo. Sama liczyłam moc żarówek i poczynione przez ich wymianę oszczędności. Segreguje śmieci bo oddawanie posegregowanych jest tańsze niż pomieszanych a kompost przyda się w ogrodzie... zakładając że dożyję dnia, w którym w końcu będę miała ogród. Moi rodzice maja dodatkowo zamontowane solary bo przecież ta energia jest relatywnie tańsza niż płacenie za gaz albo za prąd do ogrzewania wody... a jeżdżenie dieslem jest tańsze od jeżdżenia benzyniakiem, chociażby tylko dlatego że samochody diesla mniej spalają paliwa w przeliczeniu na 100km. Bycie eko jest więc hipokryzją. Nawet uprawa własnego ogródka jest hipokryzją, przecież wytworzenie świeżej ekożywności z własnego ogródka przy odrobinie samozaparcia jest tańsze niż kupienie tych samych warzyw czy owoców na targu. A ekokuchnia? gotowanie w domu? też jeżeli dobrze to zaplanujemy jest sporo tańsze niż stołowanie się byle czym i byle gdzie. 
Dzisiaj będąc u rodziców oglądałam program w telewizji o brytyjskich matkach, które dają dzieciom wybór tego co chcą zjeść - z menu "restauracji" McD. A potem w dobrej wierze i pełne przekonania co do słuszności własnych racji posyłają dzieciaki na obozy odchudzające nie widząc u siebie ani pół cienia poczucia winy za zaistniałą sytuację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz