czwartek, 10 stycznia 2013

zima zima zima

pada pada śnieg...
Zachciało mi się mieszkać w górach. W nocy spadła temperatura i zaczął padać śnieg. Zrobiła się wichura i gwizdała w szczelinach okien piekielnym wyciem nie dając mi spać. Koty wtulały się we mnie udając razem ze mną że to tylko na chwilę i zaraz uda nam się zapaść w sen. Pierwsza wstała moja ślicznotka, nie wytrzymując napięcia i wyczekiwania. Kotek czarnotek wytrzymał chyba do trzeciej. A rano okazało sie że mój pokrowiec na szybę w zasadzie prawie zupełnie odleciał i już nic nie chronił przed śnieżycą. Odetchnęłam z ulgą że udało mi się kupić tą miotełkę w środę (we wtorek udało mi się zgubić moją...) do pracy też z trudem ale udało sie dojechać. A w mieście co? wiosna. Ręce mi opadły bo oczekiwałam chociaż równie paskudnej pogody. 
A moje koty mają nowe obróżki. W zasadzie nigdy nie nosiły obróżek bo po pierwszym razie czarnuszek zdjął taką w niecałe 20 sekund a pięknota nie czekała wiele dłużej. W końcu ma być po równo i jak wszyscy to wszyscy babcia też. 
jadę, jadę w świat sankami, sanki dzwonią dzwoneczkami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz