poniedziałek, 14 stycznia 2013

świńska grypa i inne...

W moim mieście panuje grypa. Nie taka zwykła o co to to nie, tylko świńska. Albo ptasia, ale chyba świńska jednak. Tak czy inaczej połowa osób zmojego biura ma grypę albo chociaż przeziębienie. I to całkiem nie świńskie tylko takie zwykłe i roznoszą tą gangrenę po okolicy nie wiadomo po co zamiast siedzieć w domach i wygrzewać swoje bakterie i wirusy we własnych domowych pieleszach.
Dziś rano spotkałam na schodach mojej pracy męża koleżanki z naszym służbowym mieniem w ręce, oddać przyszedł bo koleżanka, którą ostatnio tylko "drapało w gardle" poległa w boju.
Nie przebije jednak mojego szwagra, który ostatnio ma dosć nerwowy czas i nie za bardzo może spać. Biorąc pod uwagę że ma chore serce siostra lekko się przeraziła kiedy go ujrzała w któryś dzień, on po męsku uznał że czuje się fatalnie i chyba będzie umierał, bo ma zawroty głowy i jest słaby... siostra więc zadzwoniła do jego lekarki domowej zapowiedziała sie na wizytę razem ze zwłokami swojego męża oraz gipsem (tak, tak ponieważ szwagier podczas spadania ze schodów tydzień wcześniej złamał sobie rękę). Pani doktór postanowiła uczynić mojemu szwagrowi ekg, co sie jednak nie udało, więc skierowała towarzystwo do zamknietego z powodu świńskiej grypy szpitala na ostry dyżur kardiologiczny... szwagrowi uczynili badania wszelakie po czym orzekli po drodze wzywając laryngologa, że ów ciężko obłożnie i umierający pacjent ma... ciężki nieżyt nosa zwany potocznie katarem.
Zdrowia życzę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz