piątek, 22 marca 2013

błąd błąd błąd!

Odchudzam się. No nie tajemnica. Waga drgnęła. Delikatnie, powoli, tak właśnie jak chciałam. Przegadaliśmy temat z M, nastawiona na jakąś rewolucję nie posłuchałam swojej intuicji i swojego ciała i od razu błąd goni mój głód. I sie cieszy. A ja jestem zmieszana i trochę na siebie zła że się sama sprowokowałam, bez wykorzystania mojej znajomości siebie i samoświadomości i sobie to zrobiłam. Bo zamiast jak człowiek zjeść porządne śniadanie to zjadłam pół bułki, popiłam jogurtem i herbatą i uznałam że sprawa jest załatwiona do 9. I tu się zaczęło. Do 9 miałam już kłopot dotrwać bo co to jest pół bułki i jogurt utopione w herbacie? o 9 do kawy jogurt z błonnikiem tylko pogorszył sprawę a o 12 kanapka dopiero będzie, więc o 10 byłam już głodna a o 10.20 złamałam sie i zjadłam banana a zaraz potem jabłko. I jeszcze nie ma południa a ja już wiem że zjadłam takie ilości błonnika że to grozi mi rozregulowaniem trawienia na kilka najbliższych dni. I po co? Co mi szkodziło zjeść jak zwykle większe śniadanie, potem ciastko do kawy o 9 i za chwilę bym miała porę na jogurt z błonnikiem albo kanapkę w zależności od poziomu głodu i koło 14 to co by zostało?
Strzeliłam sobie sama w kolano. Przypominam sobie kiedy najwięcej schudłam. W Italii kiedy jedzenie odbywało się w regularnych porach i dwa razy dziennie była przerwa na kawę i ciastko a obiad był potężny i dwudaniowy a kolacja też niemała. Cały trik polegał na dokładności co do minuty. Mój organizm nie zmagazynował ani grama na później. A moje dzisiejsze zachowanie będzie mnie kosztowało jeden krok w tył. Trudno człowiek się uczy całe życie. Pewnie temu że miałam całe życie problem wręcz odwrotny, ile bym nie zjadła tyle się strawiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz