sobota, 9 marca 2013

syndrom odstawienia

Wczoraj odwiedziła mnie K. Jako posiadaczka a w zasadzie to chyba partnerka psa ma świadomość że współlokatorzy zwierząt są nienormalni i z gruntu przesiąknięci irracjonalnymi odczuciami w stosunku do swoich zwierząt. Szanowny Czarowny Kot Czarownicy pojął w końcu sens własnych drzwi i zalety korzystania z nich. Duma rozpierała mnie przez pół wieczoru (to pół które nie byłam zajęta masowaniem szczęki po wizycie u dentysty - przez wzgląd na dobro rodzinne nie nazwę go kowalem...) że pojął tą wiedzę już po 5 dniach tłuczenia łopatą do pustej makówki. Więc Czarnotek jak urzeczony właził i wyłaził przez piwniczne drzwiczki na zewnątrz i z powrotem... ciotki siedząc przy stoliku sącząc herbatę/kawę (niepotrzebne skreślić) plotkowałyśmy w najlepsze aż tu nagle słychać wielki jęk zawodu... poderwałam się na równe nogi, zapominając o bólu szczęki i wybiegłam na mój przyszły ogród Czarnucha nie ma, jest Rudy nieszczęsny. Otworzyłam moje frontowe drzwi Czarnucha nie ma i ogólnie pustka. Wiedziona niepokojem weszłam do piwnicy a tam cichaczem pod stołem siedzi czarny i czeka co się będzie działo. Ale byłam dumna! Mój lekko nieprzytomny mały kiciulek umiał się schować przed wrogiem. W domu. W piwnicy. Włażąc przez dziurę w ścianie. Moja edukacja przyniosła efekty! Jaka mnie duma rozparła i zachwyt mię opanował wszędobylski. I nagle zdałam sobie sprawę co ja najlepszego narobiłam. Moje kocię, kociątko pańcine samo zacznie wyłazić bez nadzoru, kontroli i opieki... Mam syndrom odstawienia. Jak matka przedszkolaka. Ale o 22 w domu! do pełnoletniości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz