środa, 6 marca 2013

mokro

Spadłam z taboretu. W zasadzie to taboret dokonał żywota akurat wtedy kiedy na nim stałam. I tak się pechowo zdarzyło że nadwyrężyłam sobie nadgarstek, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. W ramach ogólnego zmęczenia i znużenia pracą nawet mi to dość na rękę było, bo jako nie w pełni sprawna posiedziałam kilka dni w domu, co wpłynęło znacząco na jakość i tempo mojej pracy po powrocie. Niemniej jednak jako ofiara wszelakich kontuzji a w szczególności narciarskiej jednej i samochodowych słabość mam pewną w kręgosłupie wrodzoną, którą te wypadki pogłębiły. Kilka lat temu udałam się więc do neurologa zapytać dlaczego od trzech miesięcy boli mnie głowa a on po obejrzeniu wyniku tomografii mojego kręgosłupa stwierdził że albo sobie dam spokój z tymi przypadkami wypadków albo będziemy się tak spotykać często. Zalecił poduszkę ortopedyczną i basen. O ile zakup poduszki bolał raz i nie umiałam na niej spać ale przywykłam to ten basen to jakaś masakra. (Od czasu do czasu na mojej poduszce budzę się nie czując jakiejś części ciała najczęściej lewej ręki ale po poruszaniu palcami okazuje się że ona tam jednak jest). Wiadomo przecież że woda najlepsza jest w szklance pod warunkiem że jest gorąco, woda jest w temperaturze pokojowej i jest to Nałęczowianka niegazowana. Ewentualnie woda jest też znośna pod prysznicem lub w jakichś dużych akwenach nad którymi akurat chce się spożyć lunch. Woda absolutnie nie nadaje się do celu moczenia się w niej. Skóra się od tego może rozpuścić, albo co gorsza można się rozmoczyć i zostać wymoczkiem. Niemniej jednak pomimo mojego wstrętu do tej onej, który to wstręt posiadam od dziecięctwa wczesnego to mi niestety pomaga. 
Jednakże po mojej przygodzie taboretowej moja kontuzja wydała się mówić "wróciłam". Wybrałam się więc wczoraj zamoczyć zezwłok w basenowej wodzie z bąbelkami i zagrzać w saunie. I jestem w szoku. Wiem że jednorazowe wyjście w celu pomoczenia się niewiele daje ale dam radę wysiedzieć w pracy dłużej niż 10 minut i nie wydaje mi się że wiszę za kark na haku. Cud jakiś czy co? Tylko strasznie nudne te bąbelki. A na publiczna naukę pływania jestem odrobineczkę za stara już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz