wtorek, 2 października 2012

autonomia

Tak sobie czasem z M opowiadamy z niesmakiem o autonomiach. Z racji tego że temat jest w sumie dość bliski chociaż mam nadzieję że nie nazbyt bliski to uroziło mi się porównanie że to jest jak rozwód z 800tysiącami kredytu na dom i pensją minimalną. Teoretycznie możliwe. Tylko nierealne.
Wyobraźmy sobie że nagle ta autonomia dochodzi do skutku. Wstajemy rano i chcemy isc do pracy. Biorąc pod uwagę że ja już nie mam pracy bo przecież przestała obowiązywać konstytucja czyli de facto cała struktura państwa, w tym samorządy przestały obowiązywać. Więc wybieram się na przejażdżkę jak to wszystko wygląda, mam lekkiego stracha bo skoro nie ma policji to każdy pirat drogowy wyruszył sie wyszaleć. Zaglądam na stację benzynową i tankuję do pełna bo nie ma ceł i podatków czyli paliwo prawie za darmo dają. Patrzę wypadek drogowy. Ludzie umierają na miejscu bo przecież nie ma ani karetek ani policji. Opieki zdrowotnej nie ma. Emeryci z walizeczkami wędrują na pociąg. Ach przecież kolei też nie ma bo to polska państwowa jest! Więc emeryci, którzy maja samochody jadą nimi do jakiegoś w miarę zorganizowanego państwa prosić o azyl. Przecież paszportów nie mają bo autonomia to nowy twór i na dodatek nie ma urzędów które by mogły takie paszporty wydawać. A tu jeszcze przecież kraj taki jak Polska poza deficytem ma długi. No to proszę bardzo kredycik dzielimy między państwo i autonomię i raz dwa trzy rata kredytu wynosi...
Niektórym się uśmiecha autonomia. Ale kto tak naprawdę wie z czym to się je? Dlaczego nie mówi się głośno o tym że autonomia to synonim ciężkiej pracy i wielkiego niczego bez czuwania tak prostych zasad jak te zapisane w konstytucji, coprawda też bez tych 460 cymbałów w sejmie, ale za nich przyjdą inni. Lokalni. Pewnie jeszcze bardziej prości i zakochani w swoich małych krętactwach, jeszcze nie nauczeni rządzenia i dyplomacji. I będą ustalać jakieś prawa od zera. Prawa które muszą się dotrzeć, zadziałać w praktyce i jeszcze funkcjonować dłużej niż 10 minut. Ale panowie z ciśnieniem na "władzę" zamiast realizować się w pomocy dla lokalnej społeczności skłócają ze sobą tylko ludzi, dzieląc ich na lepszych i gorszych, podkreślają różnice zamiast podobieństw i szczerze nie przynoszą nic dobrego tylko zamęt i odrealniony obraz swoich wizji przyszłości.
Niedawno w moim mieście zrobiło się zamieszanie z powodu jednej sztuki teatralnej z jakiegoś powodu promującej autonomię Śląska w mieście, które w najlepszym przypadku śląskie mogłoby być w połowie a w rzeczywistości wcale bo tyle tu ludności napływowej że góralską gwarę naszą lokalną mało kto rozumie (o śląskiej mowie wogóle nie wspominając) a co tożsamość śląską ma może 1/20 mieszkańców, którzy bynajmniej nie uznają że są narodowości śląskiej. Sztuka została praktycznie zbojkotowana albo zignorowana przez lokalnych mieszkańców a pełne autobusy ludzi powiązanych z RAŚ jechały oklaskiwać to dzieło na stojąco. Lokalne władze od całej "akcji promocyjnej" autonomii odcięły się wielką krechą a spektakl jak na chwilę się pokazał tak po chwili znikł z afisza i w mieście znowu zapanował ospały nastrój codzienności.
Zarzuca się Polakom że na siłę na języku polskim w szkołach czyli było nie było urzedowym w tym kraju uczą Ślązaków polskiego. Według mnie racja bo emigranci jak pojechali do Londynu to ich dzieci w szkole na angielskim uczą się zasad działania i literatury angielskiej zamiast polskiej i żaden jakoś nie protestuje. Dlaczego? bo język angielski jest w Wielkiej Brytanii językiem urzędowym tak jak polski w Polsce. Więc niestety moi mili po polsku w Polsce trzeba umieć mówić i pisać a gwary śląskiej dobrowolnie można się po lekcjach nauczyć.
Wygodnie mi mówić bo Ślązaczką nie jestem a tylko półkrwi góralką, autonomii nie chcę bo jestem Polką, a gwarę góralską w stopniu komunikatywnym znam lepiej niż niejeden gorol z dziada pradziada. I jakoś swoją tożsamość mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz