środa, 3 października 2012

zabobony i alergeny

Sprzątam. Nie za dużo. Tyle żeby było akurat dobrze. No dobra według mnie to jest dobrze a M i tak będzie miał oczy jak królik czerwone i podrażnione. I tak zaczęłam się dzisiaj sama z siebie śmiać. Odkurzam materac. To akurat zdarza mi się robić bo sama mam alergię na roztocza. I do wody do odkurzacza dodaję ocet. W zasadzie nie wiem po co to robię ale nie umiem się pohamować. Przecież takie roztocze od tego octu spirytusowego w takim stężeniu nie przeniesie się do raju dla roztoczy. Ale muszę tam nalać octu bo by się odkurzanie materaca nie liczyło. Kocińscy chodzą zniesmaczeni tymi dziwnymi zachowaniami moimi i w sumie trudno im sie dziwić, przecież wiem tak samo doskonale jak oni że nie akceptują odkurzacza. Odkurzacz to zło konieczne które z jakiegoś powodu mieszka z nami w domu. Ruda zaległa teraz na narzucie na łóżko i pilnuje żeby intruz już się od naszego zacisza odczepił a Misiek pilnuje wroga z oddali. 
Tak sobie myślę ile w moim domu wiary w gusła wszelakie. Ledwo w poniedziałek była pełnia i trzeba było myśleć życzenie. Mieszkam z czarnym kotem. Za najlepsze kosmetyki pomimo zaangażowania kosmetologa nadal uważam wywar z tymianku i maść cynkową a na skaleczenia hoduję aloes. Cały czas też mam w planie kiedyś poczytać spokojnie o ziołolecznictwie żebym mogła sobie sama od czasu do czasu pomóc. Ale póki co jakoś od tego octu odczepić się nie mogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz