wtorek, 30 października 2012

I'm back...

Wróciłam. Przez śniegi i zawieruchę wróciłam do codzienności. Nie mogę powiedzieć żeby mi sie to podobało ale powroty miewają swoje momenty. Na przykład dzisiaj udało mi się popchnąć do przodu kilka drobnych sprawek domowych. Znalazłam super lampę z jednego brytyjskiego sklepu na "a" tylko nie wiem jeszcze jak sobie ją dostarczyć pod własne drzwi, ale to kwestia czasu myślę. Finalnie wymieniłam te nieszczęsne panele i mam nadzieję że mój nowy dom zdobędzie już resztę podłogi i będę mogła już tam posprzątać a nie tylko połowicznie. Chwilowo mam tam też zamontowany pożyczony kominek bo przecież nie mam ogrzewania. No cóż kominek więcej daje wrażenia niż ciepła, ale czego się można spodziewać po paleniu w nim przez pół godziny codziennie. Ale powoli powoli wszystko zmierza ku finałowi. Przynajmniej żyję w takim głębokim przeświadczeniu. W końcu zrezygnowałam już z internetu w miejscu w którym teraz mieszkam, czyli muszę się przenieść bo innej szansy nie ma :)

A na wyjeździe było jak zawsze. Szkocja mnie kocha. Zawsze wtedy kiedy jestem jest łaskawa i oszczędna w deszcz. I bardzo dobrze bo nie przepadam za deszczem, szczególnie za zimnym deszczem nie przepadam. Ale wróciłam. A tu śnieg. Okazało się że jednak pilot nie pomylił lotnisk. Więc witam się. Bo jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz