czwartek, 15 listopada 2012

macki

Macki macają. Powoli wynajdują mnie gdzieś w czeluściach mojego życia i wyciągają po mnie lepkie przyssawki. Dzisiaj zaskoczyły mnie dwa razy. 
Mam obsesję własnego bezpieczeństwa. I mojej rodziny, bliskich, dalekich, lubię mój świat takim jakim on jest. A ostatnio mnie zaskakuje. Bezgłośnie przysyła nieprzewidziane rachunki, monity za jakieś dawne finansowe grzeszki, o których nie miałam pojęcia a rzeczy z przyszłości nagle stają się bolesną teraźniejszością, potrzebą na tu i teraz wysysając resztki z mojego budżetu a tym samym kruchego poczucia panowania nad własnym bezpieczeństwem finansowym. 
Halo nikt mnie nie ostrzegał! Mój tata zapytał miesiąc temu czy stać mnie na przeprowadzkę. No problem polega na tym że nie stać mnie na brak przeprowadzki, ale jak się okazuje na przeprowadzkę tym bardziej nie. Bo przecież trzeba podkładkę pod krzesło do komputera żeby nie zrujnować podłogi, jakieś krzesła, stołki, kompletnie nowy zestaw oszczędnych żarówek, kotom brakujące szczepienia... a jak już wszystko jest jakoś opanowane w miarę i przystosowane do konieczności oszczędnego życia i gospodarowania to rano złudzenie panowania pryska jednym zdaniem "całą noc świeciło ci się światło przed domem". I kółko się zamyka bo trzeba kupić czujnik.
A koty chcą wyjść. Czekają pod drzwiami aż je wypuszczę do miejsca, w którym planuję kiedyś zrobić ogród i cieszyć się wolnością. Nierozsądnie daję się namówić. A potem wołam żeby wracały do domu, bo przecież trzeba wracać.
Mam sny. Sny braku poczucia stabilności. Niepewne, chwiejne. Dziwnie tak. Nie słyszę ludzi wieczorem. Z innych domów nie dobiega muzyka ani odgłosy awantury. Tylko czasem odległe szczekanie psów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz