środa, 7 listopada 2012

nie lubię filmów których nie widziałam

Jeden z moich zaprzyjaźnionych współpracowników zawsze mówi że nie lubi filmów których nie widział. No ja też nie lubię, skoro nie widziałam to znaczy że nie miałam okazji polubić. Co gorsza nie lubię również współpracowników, których nie znam.
Jakiś czas temu dostałam rysunki konstrukcyjne do jednego projektu. Tylko się to ani kupy ani dupy nie trzyma. Zwymiarowane do połowy. Drogą dedukcji, drogi Watsonie doszłam do tego w którym miejscu teoretycznie powinny znajdować się słupy konstrukcji dachu. Naniosłam je na rysunek. A potem cała fantastyczna idea że ten dach ma cokolwiek wspólnego z projektem runęła jak domek z kart. Niemniej jednak nie poddawałam się. Narysowałam wszystko raz. Narysowałam drugi raz. Narysowałam trzeci raz... Jako że rysunki w skali mizernej dość mam to ślepakami wyoczyłam dzisiaj jeden wymiarek, w którym teoretycznie powinna znaleźć sie kalenica tego projektowanego dachu. Spojrzałam na to co wynika z moich rysunków, na to co wynika z pomysłu konstruktora, zmierzyłam jeszcze raz, potem jeszcze raz. I albo ja się mylę, albo konstruktorowi się machnął dach o jakiś metr prawie. Patrzę na moje wypociny, na wypociny konstruktora. I nie dosć że nie lubię filmów, których nie widziałam to obcych konstruktorów też nie lubię. Bo nie mamy za sobą morza wypitej herbaty i godzin opowieści o głupotach. A sucha konstrukcja... no cóż, nie na tym polega ta praca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz