czwartek, 1 listopada 2012

skarpetowe sery...

Pojechałam dzisiaj do rodziców. Ojciec przez przypadek otworzył lodówkę w mojej obecności. Ojapierniczę ale smród aż cofa! Zapytałam go grzecznie co tak jedzie a on do mnie że serek i on się nie pyta kiedy z mojej lodówki tak śmierdzi. No tak całkiem prawie zapomniałam o tym że dostałam od siostry serek zdobyczny z kraju serem śmierdzącego. Przyszłam do własnego domu, otworzyłam własną lodówkę i dopadł mnie ten smród niemożebny natychmiast. A ja nawet jeszcze tego sera nie otworzyłam! 
A dziś z rana chciałam być cwana i przechytrzyć Jamiego i zrobić coś z jego nowej 15 minutowej książki bez czytania przepisu i z własnym składnikiem, bo oczywiście oryginalnego nie miałam, bo przecież do tego przepisu cud dotarliśmy z M wczoraj wieczorem. Więc wzięłam bułkę (z braku chleba tostowego i kit dobry), przekroiłam , uskubałam troszkę środka, wyłożyłam serem żółtym, wtłukłam jajko, zakryłam żółtym serem i dawaj z tym cudem do opiekacza do kanapek. Tylko oczywiście serek sie omsknął i pół jajka wylądowało na kuchennym blacie... Po otwarciu tostera okazało sie że część jajka postanowiła opuścić wnętrze bułki i upiec się osobno. Zupełnie jadalnie sie upiekło to jajko... ale to co sie dało uratować! dla mnie pycha. Po posprzątaniu kuchennego blatu zajrzałam do książki czy może jest tam jakiś przepis na to jak to zrobić żeby to jajko nie uciekło jak sie tą kromkę do tego tostera wkłada. Był. Ale cóż, uczę się na błędach. Stanowczo śmierdzący serek jest łatwiej zjeść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz