poniedziałek, 27 lutego 2012

and the winner is...

O rozdali Oscary. Fajnie. Można pooglądać panie w ładnych kiecach. Bo filmów nie widziałam, znaczy widziałam jeden - "O północy w Paryżu", mam zamiar zobaczyc jeszcze jeden - "Żelazną Damę" a to tylko i wyłącznie ze względu na Meryl Streep, którą szczerze uwielbiam i uważam za najlepszą aktorkę jaką w życiu widziałam.
Będę wredna. Cieszę się że Agnieszka Holland nie dostała Oscara za film, którego nie widziałam, nie zamierzam oglądać i już po poznaniu tematyki filmu na samą myśl mi słabo. Rozumiem że Holocaust to temat ważny. Bardzo ważny. Ale nie może być gwarancją dostania Oscara!
Mam wrażenie że w dobie zjednoczonej Europy cały czas stoimy nad półżywym organizmem i sypiemy go solą, dłubiemy widelcem i robimy wszystko żeby rana się nie zagoiła. Powiększamy podziały, nie dajemy szansy historii przejść do historii i stwarzamy granice. Po co? Naszą historię trzeba szanować, ale według mnie jeżeli nie przestaniemy pielęgnować tej martyrologii to takie sytuacje jak atak Brejvika na wyspie Utoya będą coraz częstsze. Mojego pradziadka zabili w łagrach sowieckich w 1942 roku, czy mam z tego powodu po 70 latach obrzucić wyzwiskami moją koleżankę Rosjankę? Rodzinny majątek spaliły bandy UPA czy to jest powód do tego żeby kolegę Ukraińca w jakiś sposób szykanować. Życie idzie do przodu i jeżeli sami tego nie zauważymy to będziemy wiecznie stali w miejscu i oglądali sie wstecz.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz