sobota, 25 lutego 2012

z reputacją coraz gorzej...

Jest sobota. W soboty wyłączam budzik i odwracam sie na drugi bok. No i byłoby jak zwykle tylko sobie zapomniałam że ma przyjść pan od tego nieszczęsnego grzejnika w korytarzyku. No i przyszedł. Punktualnie. Ja z rozwianym włosem przyodziałam się w jedwabny szlafroczek i kapcie i dawaj panu drzwi otwierać. Nie wydawał się być bardzo nieszczęśliwy z tego powodu, ale razem z nim odeszło ostatnie wspomnienie po mojej przyzwoitej reputacji.
Jako kobieta o wątpliwej reputacji zjadłam wiec na śniadanie ser pleśniowy zagryzając grissini (bo chleb sie skończył ale ciii) a teraz czekam na kawę i gorzką czekoladę z malinami do tego, gdybym paliła przyodziałabym się w czerń i perły jak Audrey Hepburn, zaopatrzyła w takiego śmiesznie długiego papierosa i poszła na balkon, bo w końcu reputacji to może już nie mam ale fantazji aż nadto :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz