wtorek, 21 lutego 2012

powroty

Kot wrócił do domu moich rodziców. Brudny. Zadowolony. Ja też wróciłam. Ze szpitala. Zmęczona. Zadowolona. Przy dobrych wiatrach pojadę tam za rok. Zapomniałam już jak bardzo te wizyty są męczące i jak dużo zjadają życiowej energii. Wróciłam do domu, zdjęłam ciuchy i odpłynęłam. Dwie godziny zajęło mi dojście do siebie. Im bardziej oglądają moje ciało pod różnymi sprzętami tym wiecej znajdują nieprawidłowości, odchyleń od ksiązki i indywidualnych cech. Jestem inna i mam na to dowody!
Lubię powroty do domu. W drzwiach witają mnie koty i mam mój azyl. Kanapa w paski, moje kolory, moje obrazy, moje przytłumione swiatła, moja zakamuflowana resztka irlandzkiej herbaty, moje kubki, poduszki, wyblakłe żółcie i czerwienie. Oswajanie przestrzeni to trudny temat. Robiłam to miliony razy. I teraz w końcu czuję sie dobrze. Wracam, siadam w moim uszatym fotelu i po prostu jest tak jak ma być. Stare demony sie wyprowadziły a ja wracam ze spokojnym sercem. Dobrze mi tak. Kotom też. Ruda układa się na moich papierach a Niunio leży na łóżku. Tak, stanowczo każdy czas w życiu ma swoje zalety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz